poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 17

-Zapomniałabym, masz to dla ciebie, żeby ci przypominało dom- Niki daje mi mój naszyjnik z lilą, który miałam podczas Dożynek. Ten drobny gest dodaje mi niezwykłej energii do walki o swoje życie. Wkładam go do małej wewnętrznej kieszonki kurtki, żeby był blisko mnie.
Wchodzę do tuby przez chwilę widzę jeszcze stojącą Niki trzymającą uniesione kciuki do góry, lecz teraz jest już tylko ciemność. Czuje świeże powietrze, ale nic nie widzę z pewnością jestem już na arenie. Momentalnie zapalają się pochodnie, które otaczają trybutów stojących na podestach dookoła Rogu Obfitości. Róg jak co roku, to metalową konstrukcją, jest bardzo dobrze oświetlony znajduje się może sto metrów ode mnie. Na pierwszy rzut oka wygląda jakby nic w nim nie było, wytężam wzrok i dostrzegam coś odbijającego blask pochodni, domyślam się, że są tą noże bądź miecze. Uważnie się rozglądam, za mną z tyłu zauważam góry, są bardzo wysokie, reszta areny to chyba pole. Nie wiem. Praktycznie nic nie widzę, mój zasięg wzroku jest bardzo ograniczony przez ciemność.. Jest to dziwne, gdyż Igrzyska były planowane na godzinę czternastą a tu jest noc, to  na pewno sprawka organizatorów, myślę.
- Panie i panowie sześćdziesiąte siódme Igrzyska uważam za otwarte!- słyszę głos spikera. Pojawił się na ciemnym niebie zegar odmierzający czas do rozpoczęcia.
Sześćdziesiąt sekund...
Muszę biec do rogu zdobyć broń, będę pierwsza, tego jestem pewna.
Pięćdziesiąt sekund...
Karlsa zabiję zaraz jak dobiegnę... Na pewno zdążę.
Trzydzieści sekund...
Uśmiecha do mnie pełna determinacji Nicole.
Dziesięć sekund...
Niech się to już zacznie.
Jedna sekunda...
Słyszę gong, biegnę ile sił w nogach. Ramię w ramię biegnie ze mną jakiś trybut, nie mogę się powstrzymać.  Biegnąc rzucam mu się na szyje, skręcając mu kark, tak jak robiłam to podczas treningów. Praktyka zamieniła się w czyny. Pada martwy na ziemie a ja jestem już przy Rogu. Chwytam noże leżące na ziemi i rozglądam się za innymi, nie dostrzegam Karlsa, nie tracąc czasu atakuję innych. Rzucam nożami w tych, którzy próbują jeszcze uciec albo ich śmiertelnie raniłam albo za nie długo zginą wykrwawiając się na śmierć. Pokładam jedną dziewczynę, która próbowała mnie zaatakować, strasznie się miota, ale jestem od niej znacznie silniejsza, automatycznie podrzynam jej gardło. Jej krew tryska mi na twarzy, która od razu zasycha i nie przyjemnie drażni mi skórę, nie mam czasu aby dokładnie to usunąć. Czujnie się rozglądam za Karlsem, lecz teraz przechodzi mi przez myśl, że po prostu uciekł tak jak znaczna część trybutów. Widzę jak Blanca zadaję ciosy jakiemuś chłopakowi a Nicole mocuję się dziewczyną z Siódemki. Nie mogąc na to patrzeć rzucam nożem w stronę siódemki raniąc jej nogę innej możliwości nie było gdyż mogłabym zranić Nicole. Dziewczyna od razu ucieka wyraźnie kulejąc mam nadzieję, że nie długo zginie. Przy Rogu jest już tylko mój sojusz, rzeź trwała bardzo krótko albo mi się tak tylko wydaję.Właśnie przyszli Mick i Will, którzy gonili uciekających trybutów. Plan się zmienił, lecz i tak jestem zadowolona, smuci mnie tylko fakt, że nie zabiłam Karlsa, jestem jednak pewna, że jego śmierć jest tylko kwestią czasu. Przechadzam się licząc ofiary i sprawdzając czy przypadkiem ktoś nie przeżył. Słyszę ochrypłe kaszlnięcie nie daleko mnie, na brzuchu leży zakrwawiona dziewczyna.
- Nie zabijaj mnie! Błagam!- szepce ostatkiem sił, jej kurtka jest przesiąknięta krwią, zostały jej minuty.
- A co mam zrobić, zagrać z tobą w karty? -śmieję się.  Przypominam sobie ostatnie słowa Finnicka mam zrobić show. Biorę ją od tyłu za włosy i rozglądam się za kamerami. Trzymam ją mocno i dobywam noża i zastanawiam się jak tu zadowolić widzów. Przesuwam ostrzem noża po jej policzku, po którym spływają łzy.
- Proszę- słyszę jej cichy głos, po którym zadaję jej śmiertelny cios. Odwracam się i z obojętną miną odchodzę, mam nadzieję, że ta scena się im spodobała.  Podchodzę do sojuszników, siadam obok Nicole.
-Jesteś ranna? - pytam.
- Lekko mnie drasnęła - odpowiada wyraźnie zmęczona.
- Doliczyłam się siedmiu poległych- mówię do reszty.
- Ja z Mike zabiliśmy jeszcze trójkę- odpiera Will.- Oprócz paru drzewek, to mamy tu tylko polanę, nie zaciekawię to widzę.
- Liczę, że górami będzie jakieś jezioro czy chociażby jakaś mała rzeczka- dodaję Mike.
- Jest mało jedzenia, kilka bochenków chleba, paczek z suszonymi owocami i bekonem i parę butelek wody. Trzeba zastawić wnyki- oznajmia  Blanca.
- A co ze sprzętem?
- Są śpiwory, małe plecaki, bidony, zapałki, jakieś sznurki i pojemniki oraz komplety noży - odpowiada, dzielimy się po równo jedzeniem, przedmiotami i bronią. Każdy z nas liczy na pomoc sponsorów, gdyż z takim asortymentem długo nie przetrwamy.
 - Jak trochę odpoczniemy, pójdziemy w teren. Co wy na to? - proponuję, na co moi sojusznicy przystają. Rozpalamy duże ognisko z gałęzi, które są ułożone w głębi Rogu, mamy na nie spore zaopatrzenie. Każdy rozkłada sobie śpiwór, blisko ognia. Jest na prawdę bardzo zimno, do tego wiatr jest dość silny, już mam całe popękane dłonie i usta. Zeschnięta krew dziewczyny strasznie mi przeszkadza, lecz nie mam sumienia marnować na to wody, której i tak mamy mało. Staram się wydrapać ją, lecz z marnym skutkiem. W swoim plecaku mam trochę pożywienia, nie wiem czy zjeść coś teraz, czy poczekać na jakieś łupy. Ostatecznie głód zwycięża i łamię sobie kawałek chleba. Staram się nim delektować, przeżuwać dokładnie każdy kęs, ale jest taki pyszny, że trudno mi to przychodzi. Rozglądam się dookoła, zastanawiając się jak daleko są już zbiegli trybuci i gdzie się ukryli, przecież na polanie  trudno o kryjówkę, doliczając jeszcze do tego zimno i braku możliwości rozpalenie ogniska, chyba, że ktoś jest samobójcą i pokusiłby się na taki krok. Byłabym mu za to ogromnie wdzięczna. Ciekawe jakie atrakcje, urządzą nam organizatorzy. Co w tym roku dla nas przygotowali? Tego nie wiem, ale z pewnością się dowiem kiedy w niewystarczającym tępię będziemy się zabijać.
- Nie wydaję się wam to dziwne, że zastajemy arenę nocą?- pyta Nicole, leżąca już w śpiworze parząca w niebo. Również spoglądam w niebo, jest ciemne, bez żadnej gwiazdy czy chmury.
- Do czego zmierzasz? - odpowiada pytaniem na pytanie leżąca na plecach Blanca.
- Że na tej arenie nie zastaniemy dnia- odpowiadam za nią.




_______________________________________________________________

Witajcie!
Arena! Ciemna, zimna i przesiąknięta krwią trybutów. Może nie koniecznie moim konikiem są opisy, ale mam nadzieję, że wyobraziliście sobie mniej więcej ją.

Hmmmmm za niedługo Wigilia i to jest właśnie taki prezent ode mnie dla Was w postaci tego rozdziału.
Chciałabym również życzyć Wam wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i czego sobie tam chcecie. ;d
Ja swoją przygodę z Igrzyskami właśnie zaczęłam w Wigilie, kiedy pod choinkę dostałam pierwszą część trylogii i były to dla mnie najlepsze święta! ;)
Jak ten rok szybko zleciał :o
A no i życzę Wam, aby rok 2014 był znacznie lepszy od tego, żebyście byli zawsze uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do życia.


Myślę, że rozdział pojawi się już po nowym roku. ;>

Pozdrawiam cieplutko.
 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 16

Trzynaście godzin do rozpoczęcia Igrzysk.

Leże nie spokojna na łóżku patrząc w niedostępnym punkt za oknem. Jest to moja ostatnia noc przed Igrzyskami, ostatnia bezpieczna noc. Nie mogę usnąć, cała jestem podniecona i pełna dziwnych emocji, które się kumulują we mnie. Robi mi się gorąco, idę do łazienki i ochładzam się zimną wodą, na razie musi mi to pomóc. Chodzę bezczynnie po pokoju nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wpadam na pomysł napisania listów do najbliższych mi osób, z szuflady wyjmuję kartki i długopis.


Kochani rodzice!
  Chcę Was za wszystko przeprosic, nie mieliśmy ze sobą najlepszych kontaktów. Żałuję, że tak mało miłych chwil spędziliśmy razem.
 Mam nadzieję, że ten list nie będzie musiał do Was trafić a jeśli tak jest to pamiętajcie, że Was zawsze kochałam...

Carline...
Chcę Ci tylko napisać, że dziękuję za wszystko. Za wszystkie spędzona chwile, za te lepsze i gorsze. za wszystkie. Za to, że potrafiłaś mnie wysłuchać, nakrzyczeć gdy robiłam źle, za Twoje zawsze dobre rady. Za to, że nigdy mnie nie opuściłaś gdy Cię potrzebowałam...
A teraz przyszło mi się żegnać, niestety.
Dziękuję...
J

Mój Drogi Matey...
  Nie wiem jak Ci to napisać. Byłeś mi najbliższą osobą. Bez słów mnie rozumiałeś, widziałeś co mi jest, Mimo tego, że przed moim wyjazdem nasza relacja ucierpiała i, że nie zdążyłam Ci powiedzieć wszystkiego... Odpowiednio się pożegnać, w sumie nie wiem czy potrafiłabym bym to zrobić. Przerosło by mnie to, nie mogłabym Ci spojrzeć w oczy, w te dobre oczy i powiedzieć "żegnaj". Nie. Nie umiałabym. Napisać jest łatwiej, znacznie łatwiej. Zastanawiam się dlaczego nigdy Ci tego nie powiedziałam, może się bałam? Nie wiem sama czego, przecież mówiliśmy sobie wszystko, ale te słowa nigdy nie przebrnęły mi przez gardło i teraz tego żałuję. Nie wyobrażasz sobie jak.
Kocham Cię.


Więcej nie dam rady napisać i tak mnie to tyle kosztuję. Za bardzo boli to, że oni są tam, tam w Czwórce. A ja za parę godzin będę nie wiadomo gdzie walczyć o swoje przetrwanie. Czemu ten cholerny świat taki jest?!
Zapakowuje listy do kopert i kładę na bladzie. Nie wiem po co te listy piszę, to idiotyczne. Poirytowana  biorę już koperty aby ja podrzeć, lecz nie robię tego, coś mnie zatrzymuję. Lepiej być zabezpieczony na każdą ewentualność.  Przeszywa mnie teraz nie miłe uczucie takie, że jeśli nawet wrócę do domu to wszystko się zmieni. Nie będą tą samą Julites.
Słyszę dobiegające głosy z korytarza,  cicho uchylam drzwi i nasłuchuję rozmowy.
- Masz trzymać się planu, rozumiesz?
- Wiem...
- Jak nawalisz to nie wiem co będzie, cały scenariusz jest ustalony i wystarczy się tego tylko trzymać..- słyszę gniewny głoś Finnicka.
- Nie musisz mi tego cięgle powtarzać, doskonale wiem co mam robić- rozpoznaję głoś Karlsa. O co chodzi? Nie mam pojęcia, dlaczego o tak późnej porze urządzają sobie nocne pogawędki. A może...
Nie to nie możliwe, nie zrobiłby mi tego. Gryzę swoją pięść, aby nie wybuchnąć i wyładować emocję.
- Wszystko ma się udać- podsumowuję Finnick i słyszę zamykające drzwi. Niczego nie rozumiem, czyżby mój mentor byłby aż tak zakłamany i trzymał stronę Karlsa? A ja myślałam, że... Widać już Igrzyska mieszają mi w głowie. Julites, weź się w garść za nie długo będziesz zwyciężczynią! A jeśli ktoś chcę mi pokrzyżować plany? Nie, mam sojuszników. Dam radę, startuję na bardzo dobrej pozycji. Karls zginie pierwszy. Taki jest plan.

                                                                                    ~.~
Trzy godziny do rozpoczęcia Igrzysk.

Budzi mnie wchodząca do pokoju Brites, oznajmiająca, że czas wstawać. Spałam bardzo krótko, lecz jestem na tyle rześka aby wykonać serie ćwiczeń, tak dla rozgrzewki. Następnie udaję się do łazienki, aby wziąć szybki, zimny prysznic. Wkładam pierwsze lepsze ubranie, bo i tak dadzą mi strój na arenę za nie długo. Biorę tylko listy i ruszam na śniadanie pełna entuzjazmu, mam wyjątkowo dobry humor. Przy stole jedzą już Karls i Brites. 
- Finnick odprowadzi cię do poduszkowca- odparła opiekunka. Kiwam głową i zabieram się do jedzenia. Zajadam się pyszną czekoladową kaszką i bułkami z rodzynkami są naprawdę dobre. Co raz krzyżują się moje spojrzenie z Karlsa, na co jak zwykle uśmiecham się kpiąco, już za nie długo będzie martwy, myślę. Gdy widzę, że chłopak wychodzi wyjmuje koperty i daje jej Brites.
- Chcę abyś to przekazała, jeżeli coś by mi się stało. Chodź szczerze wątpię, aby do czegoś doszło- uśmiecham się.
- Nie będę musiała tego robić, za nie długo ponownie się spotkamy- bierze mnie za rękę i również odwzajemnia uśmiech.
- Wiem- odpowiadam stanowczo. Wracam do swojego pokoju, mam jeszcze pięć minut dla siebie, lecz ta chwila mija tak szybko, że zaraz przychodzi do mnie Finnick mówiąc, że już trzeba iść. Wychodzę pewnym krokiem i  idziemy prosto do windy.  Chłopak uważnie mnie obserwuję, lecz ja unikam jego wzroku.
- Co ci jest ?- pyta mentor.
- Nie interesuj się- odpowiadam obojętnym tonem. Wchodzimy w tunel, który prowdzi na dach.
- Pamiętaj nie schodź za szybko z podestu a potem wiesz co robić- potakuję głową, doskonale wiem jakie mam zadanie- będziesz miała sporo sponsorów, niczego ci nie zabraknie. A ty w zamian zrób świetne show- oznajmia wesoło Finnick, tłumacząc pewnie moje zachowanie zdenerwowaniem.
- Jasne, przecież po to tam jadę- już chcę otwierać drzwi na zewnątrz, lecz przytrzymuję mnie mentor.
- Nie pożegnasz się?- pyta chłopak.
- Nie wiem co się tam wydarzy, a jeśli mnie zawiedziesz, to moja rodzina cię zniszczy- syczę, nie wiem dlaczego to mówię, bezsensu jest to zdanie, ale na kimś muszę wyładować emocje.
- Przestań- przytula mnie, na co ja go odpycham.
- Nie trzeba- odsuwam się.
Wchodzimy na poddasze, ostatni raz spoglądam na Finnicka i wsiadam do poduszkowca. Wchodzę do bardzo ładnego pomieszczenia, gdzie znajdują się dwadzieścia cztery granatowe fotele przeznaczone dla trybutów, którzy już siedzą na swoich miejscach. Siadam na rogu obok Nicole, która od razu się ze mną wita.
- Gotowa?- pyta.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiadam tak dobitnie, aby każdy mnie usłyszał. Reszta sojuszników kiwa ochoczo, wszyscy są nastawieni bojowo. Po wszczepieniu lokalizatorów, czeka nas godzinna podróż, przez całą drogę każdy milczy. Cały czas przygląda mi się dziewczyna z Siódemki, uważnie lustruje mnie wzrokiem na co ja odpowiadam jej słodkim uśmiechem. Zginie zaraz po Karlsie. Podróż dłuższy się nie miłosiernie, robią to chyba specjalnie przewożąc nas wszystkich w jednym poduszkowcu. Kto by pomyślał, aby ludzie, którzy za nie długo będą się zabijać trzymać w jednym miejscu. Domyślam się, że ma nas to jeszcze bardziej podkręcić, ale bez przesady. Szyby znacznie się przyciemniły to znak, że już jesteśmy blisko areny.
Po dotarciu na miejsce, w eskorcie strażników zostaje zaprowadzona do pokoju.  Te pomieszczenie jest specjalnie dla mnie nikt już z niego nie będzie korzystał, za kilka lat będą odwiedzać to miejsca Kapitolończycy. Dla nich każda arena to miejsce historyczne, podziwiają je i zwiedzają.
W pokoju czeka już na mnie Niki, witamy się serdecznie. Odwraca się i wyjmuje z szczelnie zapakowanego pudełka mój strój. Wyjmuje z niego bieliznę, cienki podkoszulek z małymi dziurkami, grubą bluzę, kurtką z kapturem, spodnie, rajstopy i buty. Wszystko jest w kolorze czarnym, gdy jestem już przebrana, Niki każe mi się przejść sprawdzając czy nic mi nie przeszkadza.
- Jak to dobrze, że masz czarne włosy- oznajmia. Czy to mam być wskazówka, myślę.
- Czemu?- pytam na co ona przytula się do mnie.
- To ci się przyda-szepce.


_________________________________________________

Witajcie!
Rozdział trochę chaotyczny, wybaczcie, ale chciałam go dodać szybko. Chodź i tak mam prawie dwu dniowe opóźnienie. Miałam lekki kryzys przez ten czas, ale już jest okej, wracam z nowym rozdziałem i pomysłami.
Kochani następny rozdział to już arena!
Cieszycie się? :D Bo ja przyznam szczerze, że bardzo. ^^

Czasami się zastanawiam czy mam cichych czytelników, takich, którzy są ze mną od początku, ale się nie ujawniają. Taka mała rozkmina...

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 15

- Urocza sprytna... Blanca Howeel z Pierwszego Dystryktu! - woła prezenter. Czuję przypływ adrenaliny, myślałam, że stres będzie mniejszy. Myliłam się. Z sekundy na sekundę on rośnie. Uspokój się! Krzyczy głos w mojej głowie, próbuje się opanować licząc do dwudziestu. Po chwili mi przechodzi, patrzę ślepo w telewizor, nie słysząc praktycznie niczego.
- Zaraz będę ja- mówi cicho Nicole.
- Co?- przywracam się do świadomości- wiesz lepiej już się ustaw tam do drzwi, czas leci tak szybko- doradzam jej, na co ona uśmiecha się i odchodzi. Zostaje sama, nerwowo zgrzytam zębami. Julites, ale jesteś głupia nie ma co się denerwować, to tylko sto tysięcy lub więcej ludzi na widowni, niezliczona ilość oglądających przed telewizorami i setka sponsorów, od których zależy moje przetrwanie. Spoglądam na Karlsa, który mnie obserwuje od jakiegoś czasu.
- Co się patrzysz ? - wypalam, na co on odwraca wzrok. Pomogło mi to, przecież ja mam wygrać te Igrzyska, więc tak się zachowuje przyszła zwyciężczyni ? Nie! Powraca do mnie pewność siebie, za nami już cztery wywiady, nie wiem sama kiedy to zleciało. Czyli teraz tylko para z trójki i zaraz ja. Układam sobie w głowie szyk rozmowy, wszystko po kolei punkt po punkcie i słyszę:
- Julites Crebs- dwóch strażników eskortuję mi podczas drogi co mnie bardzo irytuje. Żebym nie mogła przejść parę metrów sama?
- Co ciekawego powie nam tajemnicza trybutka z Czwartego Dystryktu? Zaraz się wszystkiego dowiemy! Zapraszam Julites Crebs!- mówi Caesar. Widzę mnóstwo ludzi siedzących na widowni, jak zwykle przedziwnie ubranych, skandujących moje imię.   Na scenie znajdują się dwie różowe sofy, na jednej siedzi już Caesar Flickerman co roku ma inne włosy w tym roku ma żółte i w takim samym kolorze satynowy garnitur.
- Witaj moja piękna Julites, jak ci się spodobał Kapitol?- zaczyna uprzejmie rozmowę prezenter serdecznie się do mnie uśmiechając eksponując tym, swoje nad wymiar wybielone zęby.
- Jest dokładnie tak jak sobie wyobrażałam- odpowiadam i raczę go zdawkowym uśmiechem.
- To może przejdziemy od razu do tego co nas najbardziej ciekawi, jak zdobyłaś dziewiątkę ?- pyta.
- Oczarowałam umiejętnościami - mówię.
- Z pewnością tak było, czujesz się przygotowana na Igrzyska?
- O tak jak najbardziej, będę godnym przeciwnikiem- odpowiadam pewnie i stanowczo, chcę aby wszyscy wiedzieli, że jestem groźna.
- W to nie wątpię- odpowiada prezenter- ujęłaś nas kreacją podczas parady, przyznam szczerze, że dzisiaj wyglądasz równie spektakularnie, prawda ludzie?- pyta publiczność, która się ożywiła, bo jak dotąd słuchali zapartym tchem  tego co mam im dopowiedzenia.
- To wszystko zasługa mojej stylistki za co jej bardzo dziękuje- kiwam głową w stronę Niki, która uśmiecha się szeroko.
- Mam do ciebie takie jedno pytanie, które bardzo nas nurtuję czy Anabelle Crebs, to była twoja rodzina?- to pytanie zbija mnie z tropu. Anabelle?  Jak oni mogli o niej wspomnieć?! Tego nie zaplanowałam, w ogóle zapomniałam, że ona też uczestniczyła w tej grze. Nie utrzymujemy z jej rodziną kontaktu, a ja po prostu wymazałam to ze swojej pamięci, były ważniejsze sprawy.
Zginęła i to przez nich, jak byłam jeszcze mała. Mimo, że było to tak dawno, doskonale zapamiętałam te Igrzyska. Ana, była kilka lat ode mnie starsza, kiedyś mieszkaliśmy wszyscy razem. Mimo, że pamiętam jak przez mgłę jej postać, to moment, w którym zginęła cały czas mam przed oczami. Zabił ją pewien osiłek, wbił jej nóż w klatkę piersiową, zginęła na miejscu. Minęła, może sekunda a ja bez zastanowienia odpowiadam:
- Tak, to moja kuzynka. Zginęła na arenie, lecz mój los będzie inny. Ja w przeciwieństwie do niej wygram te Igrzyska!- odpowiadam dumnie i pewnym siebie głosie. Tłum wpada w zachwyt, wszyscy klaszczą i wykrzykują moje imię.
- Julites, wszyscy są tego pewni. To powodzenia i wracaj do nas za niedługo- mówi prezenter, zabrzmiało to tak wiarygodnie, że uśmiecham się delikatnie. Tłum zaczyna bić głośne brawa, że z trudem słyszę gong oznajmiający koniec czasu. Schodzę ze sceny, gdzie czeka już na mnie Finnick.
- Nie miałaś racji, musiałaś wspomnieć o sobie. Nie wiedziałam zupełnie nic o twojej kuzynce- mówi zmartwiony mentor.
- To jest mało istotne, czasu się nie cofnie. Nie chcę już o tym rozmawiać, co innego jest teraz ważne, prawda?- uśmiecham się jak gdyby nigdy nic. Siadamy na kanapie i spoglądam na telewizor, gdzie udziela teraz wywiadu Karls.
-Zdobyłeś dziewiątkę, jak tego dokonałeś nie uczestnicząc na treningach? - pyta prezenter, a publiczność uważnie się przysłuchuje.
- Sam nie wiem, szczęście mi sprzyjało- odpowiada zdawkowo.
- Ale z pewnością taki chłopak jak ty ukrywa jakiś talent, zdradzisz go nam ?- dopytuje Caesar.
- Raczej nie mam talentu, posiadam kilka umiejętności, o których nie chcę się zbytnio chwalić- mówi tajemniczo. Nie mam ochoty tego słuchać i tak się nic nie dowiem z tego wywiadu. On tak potrafi się wypowiedzieć, że na prawdę trudno zrozumieć o co mu chodzi.
- Wiesz ja już idę na górę- oznajmiam Finnickowi, który uważnie ogląda przebieg wywiadu. Po drodze spotykam Brites, która widać jak ja nie jest zainteresowana wywiadami.
- Chodź kochana, za nie długo będzie kolacja- szczebiocze opiekunka.
- A co z resztą? - pytam.
-Oni zaraz do nas dołączą, obejrzymy potem powtórki- poprawia sobie włosy i maluje pomarańczową szminką usta.- A poza tym widziałam skarbie twój występ wypadłaś na prawdę interesująco- po około piętnastu minutach wszyscy już siedzimy przy stole, są nawet styliści. Każdy chwili mnie, że świetnie wypadłam. Ja też jestem z siebie zadowolona mimo tego, że został poruszony temat Anabelle.  Martwi mnie tylko że niczego istotnego nie dowiedziałam się o Karlsie.
Kolacja jest smaczna, dziś zaserwowano zupę szparagową z chrupiącymi grzankami, rozpływającego się w ustach łososia na dziwnej niebieskiej sałacie przypominającej w smaku truskawki a na deser delektowałam się lodowym tortem a wszystko to idealnie komponowało się z słodkim winem. Spoglądam na Karlsa, nasze spojrzenia się łączą i jak zawsze  odnajduję  w nim pustkę. Wolałabym ujrzeć w tych oczach ból, cierpienie albo chodź trochę pewności siebie, ale nie pustkę, gdyż ona nic mi nie mówi. Nic nie wiem o nim, a chciałabym chodź trochę wiedzieć o swojej ofierze, o czym myśli, co ją trapi. Wydaję się to bezsensowne, ale owszem jestem tego ciekawa.

                                                                        ~.~

Zimna woda sprawia, że zaczynam trzeźwo myśleć.  Po kąpieli balsamuję ciało i staje się aksamitne i przyjemnie pachnące. Przypomniałam sobie, że nie oglądałam wszystkich wywiadów.  Włączam telewizor i akurat trafiłam na rozmowę z dziewczyną z Siódemki. Przyznam, że wygląda dość ładnie, ma na sobie dopasowaną granatową sukienkę, jej blond włosy są rozpuszczone a ostre rysy twarzy wyraźnie podkreślone. Prezentuje się na prawdę nie naganie, co mi się bardzo nie podoba.
- Chare, jesteś gotowa na Igrzyska? -pyta prezenter
- Oczywiście, starannie się na nie przygotowałam  - odpowiada wolno i przekonywująco.
- Twoje starania jak widać, były nagrodzone, zdobyłaś dziesiątkę z testów! Czym zaskoczyłaś oceniających?
- Zobaczą państwo na arenie- mówi cicho, patrząc prosto w obiektyw kamer, gdyż widzę jej pewność siebie w oczach, co jeszcze bardziej mnie nie pokoi.
- Czyli masz już opracowaną jakąś taktykę?- dopytuje Caesar.
- Naturalnie, jest to doskonale opracowany plan- uśmiecha się szyderczo.
- Mhm, plan. Będzie ci ktoś pomagał w zrealizowaniu tego planu?- zaśmiała się jednoznacznie, oczywiście, że zawarła sojusz! Nie zdąża potwierdzić, moich przypuszczeń, iż  skończył się jej czas.
Wyłączam telewizor nie mam ochoty dłużej tego oglądać. Chodzę nerwowo po pokoju próbując sobie przypomnieć z kim mogłaby zawrzeć sojusz. Przychodzi mi do głowy chłopak z dziesiątki, on nadawał by się do jej paczki. Ale kto jeszcze?
 Czyli będziemy mieli konkurujący sojusz i to już z pewnością na samym starcie dadzą o sobie znać. A w sumie nie, nie opłacałoby się im atakować na początku my mamy przewagę liczebną. Na pewno znikną i gdzieś się zaszyją, aby zaatakować z zaskoczenia. Dobrze, że dowiedziałam się o tym teraz niż miałoby to nastąpić na arenie.
Właśnie...
Jutro zaczynają się Igrzyska. Jest to ostatnia noc mojej wolności. Zaczyna mi się robić duszno, otwieram okno, już czuję się lepiej. Wyglądam przez nie, na ulicach ludzie świętują na naszą cześć. Jutro już będę mieli dostawę emocji, w końcu będą mogli popatrzeć na śmierć. Za nie całe dwanaście godzin stanę się mordercą. Nie przytłacza jak na razie mnie ta myśl, siadam na podłodze i myślę. Sama nie wiem kiedy siada obok mnie Finnick.
- Wszystko dobrze?- pyta troskliwie.
- Tak- odpowiadam, wstaje i znowu wyglądam przez okno to mnie uspokaja.
- To ostatnia twoja noc przed areną, zapomnij na razie o tym i żyj chwilą- słyszę głos mentora za moimi plecami a zaraz dobiegają odgłosy muzyki.
- Czy mogę prosić?- poddaję mi ręką a ja bez chwili wahania ją łapię. Tańczymy jak gdyby nigdy nic, jakby świat nie istniał. Jesteśmy tylko my. Wirujemy w rytm piosenki, zapominając o wszystkim.
Słychać muzykę i nasz śmiech. Wymyślamy różne dziwne kroki wykonując przy tym różne nie spotykane ruchy, z których śmiejemy się nawzajem. Nie wiem ile mija czasu, siadam ze zmęczenia na łóżku a Finnick podaję mi szklankę zimnego napoju, gdzie od razu wypijam całą zawartość.
- Głodna jestem- zamawiamy sobie różne potrawy, jemy rękami siedząc na podłodze, Finnick co raz mnie rozśmiesza odpowiadając różne dziwne historię, uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Otwieram okno aby wpuścić trochę świeżego powietrza, opieram się o parapet patrząc w daleki punkt.
- Dziękuję za tak cudowny wieczór. Dziękuję- szpecę, odwracając wzrok w jego stronę.
- Nie masz za co dziękować.
-Właśnie, że mam. Przez chwilę zapomniałam o tym wszystkim i to było coś niesamowitego- odpieram- chciałabym, aby mogło być tak zawsze, lecz wiem, że może być różnie.
- Juli...- chcę coś powiedzieć, lecz mu przerywam.
- Wiesz, ja już się w sumie z tym pogodziłam.
- Z czym?-uważnie mi się przygląda czekając na to co powiem.
- Z tym, że istnieje taka możliwość, że nie wrócę. Wiem, że nie powinnam tak mówić, ale trzeba się liczyć z różnym przebiegiem wydarzeń. Lecz i tak jestem dobrej myśli, zawsze trzeba myśleć pozytywnie- uśmiecham się blado. Nie odpowiada, czuję tylko jak nasze usta się łączą. Przyjemne ciepło otacza moje ciało. Jego już ze mną na arenie nie będzie, lecz smak jego ust pozostanie ze mną na zawsze. 
- Julites...- zaczyna zakłopotany Finnick- przepraszam, ja...
- Nie kończ, po prostu słuchaj...- mówię cicho.
- Czego?- uśmiecha się.
- Wolności.



_____________________________________________________________

Dodaję ten rozdział ze łzami w oczach, nie dawno wróciłam z "W pierścieniu ognia" i teraz moje emocje dają górę.
Ehhhh.
Tym rozdziałem, kończymy część pierwszą mojego opowiadania. Następny rozdział to będzie wstęp do areny, mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
Co do rozdziału, nie wiem ja się nie potrafię ocenić, to zostawiam Wam.
Jejejejej nie wiem co jeszcze napisać.
Liczę na Wasze opinie, to tyle.
Serdecznie Was pozdrawiam.

piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 14

 Finnick już dawno wyszedł i zostałam sama w pokoju. Nie wiem dlaczego, ale na razie odrzucam myśl co mnie czeka, wolę skupiać swoją uwagę na tym co się wydarzy za parę godzin. Obmyślam, co tak dokładnie chcę przekazać widzom, sponsorom i rodzinie, przecież oni też będą mnie oglądać. Jak tu ich zaciekawić swoją osobą? Jaką opowiedzieć im historię? Być szczerą czy nadal udawać osobę, którą nie jestem? Te pytanie nieustanie szepce cichy głosik w mojej głowie. Czasami mam takie odczucia, że się gubię we własnych myślach, nie wiem kim na prawdę jestem. A to wszystko zasługa natłoku spraw, które na mnie ciążą. Igrzyska już wdaję mi się we znaki, już zmieniają mnie. A tak chciałam się od tego obronić, jednak to jest trudne do pokonanie. Nie. To nie jest do pokonania.
O szesnastej  przychodzi po mnie Niki i zabiera mnie do swojej pracowni. Trudno mi za nią nadążyć, prawie, że biegnie a robi to z taką gracją, tak jakby leciała.
- Jest genialna- mówi podekscytowana stylistka.
- Ale co?- pytam marszcząc brwi.
- Sukienka, kochana. Sukienka- uśmiecha się od ucha do ucha, co raz mnie dobrodusznie poklepując po ramieniu.
-To może mi coś o niej powiesz?
- Najpierw to cię przygotuje ekipa- odpowiada wesoło. Obejmuje mnie i otwiera drzwi pracowni, tam już czekają na mnie. Od razu każą mi się iść wykąpać, dlatego też udaję się do wskazanego przez nich korytarza, gdzie są za pewne łazienki. Przyznam szczerze,że w domu nigdy się tak często nie kąpałam. Szkoła i pomoc rodzicom zajmowała dużo czasu. W szkole za nie odrobione lekcje były srogie kary, a ja nie chciałam się narażać, wiec musiałam  naprędce je odrabiać a potem od razu iść pomóc przy rybach. A gdy byłam już obrobiona to byłam tak zmęczona, że zasypiałam na siedząco. Teraz Lukas już nie musi chodzić to szkoły, iż skończył dwa dni temu dziewiętnaście lat. Miał pecha, że urodziny wypadają po dożynkach, ale na szczęście nigdy już nie musi w nich uczestniczyć.
Wykąpana siadam na krześle,ekipa  mnie maluje, czesze i usuwa zbędne włoski. Zajmuje to naprawdę sporo czasu, gdyż wielokrotnie zmywają mi makijaż. Gdyż za każdym razem, nie są wystarczająco zadowoleni z efektu. Styliska co jakiś czas przychodziła i mówiła, że albo jest za ciemny albo za szykowny. W końcu sama mnie umalowała, tak jak jej odpowiadało. A ja nie zwracałam na to uwagi, przecież i tak nie wolno mi protestować.
- Wstań i zamknij oczy skarbie- szepcze Niki. Czuje jak na moje ciało, zostaje nałożone coś ciężkiego i szorstkiego w dotyku. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć co dla mnie stworzyła. Słyszę jak wzdycha ze zdumienia, a mnie zżera ciekawość. Bez pozwolenia otwieram oczy  i nie wierzę w to co widzę. Nie mogę siebie poznać w odbiciu lustra. Sukienka jest prześliczna, sama nie mogę uwierzyć, że ktoś mógł coś takiego wymyślić i zaprojektować. Wygląda to tak jakby była obsypana piaskiem, jest intensywnie złota i nawet w dotyku przypomina piach. Sięga mi ona do kostek a ciągnie się za nią długi tren, który jest obsypany różnymi klejnocikami. Moje ciemne włosy są zaplecione w bardzo ładny kok a makijaż jest równie efektowny. Powieki są pomalowane na żółto-czarno i są obsypane najprawdziwszym złotem, tak mi powiedziała Niki. Usta wydają się pełne, dzięki intensywnej czerwonej szmince, kości policzkowe są delikatnie zaróżowione i gdzie nie gdzie obsypane żółtym pyłkiem. Na lewej dłoni jak i na szyi mam najprawdziwsze perły. Wiem jak one wyglądają, gdyż czasem rodzicom udaje się znaleźć w małżach, ale to bardzo rzadko. Nigdy ich nie zostawiamy dla siebie ponieważ są zbyt cenne od razu je sprzedajmy.
Cała stylizacja jest nie do opisania, nie wiem jak mam podziękować stylistce za to co dla mnie zrobiła.
- Może się powtarzam, ale jesteś cudowna- wyznaje i przytulam ją.
- To wszystko aby ci pomoc, a i to są twoje buty- oznajmia radośnie i podaje mi wysokie szpiki, które idealnie pasują. Wiem, że to jest jej praca, ale ujmuje mnie tym co mówi Niki. Głęboko w sercu wierzę, że chce mi pomóc. Cieszę się, że akurat taki zespół mnie przygotowuje, gdyż na prawdę się do tego przykładają.
- Julites, trzeba już iść- jedziemy windą do tuneli, które prowadzą pod scenę, na której obędą się wywiady. Na miejscu spotykamy resztę ekipy z Czwórki.
- Brak słów- wydusza z siebie Finnick, gdy już się na mnie napatrzył.- Obłędnie wyglądasz
- Dziękuję za komplement- uśmiecham się. Humor mi się trochę psuje, gdy widzę Karlsa, on również wygląda dobrze. Ma na sobie czarny elegancki smoking i do tego czerwony krawat a włosy są w jak najlepszy porządku. Jestem bardzo ciekawa co powie podczas wywiadu. Najbardziej interesuje mnie to jakim cudem zdobył dziewiątkę, nie uczestnicząc na treningach. Fakt jest silny, ale od przyjazdu nie okazywał żadnego zainteresowania Igrzyskami. Może ma taką taktykę, nie wiem  mam nadzieje, że dowiem się tego już nie długo.
- Macie piętnaście minut dla siebie- mówi Brites. Zamierzam wykorzystać ten czas jak najlepiej, podchodzę do Nicole i reszty sojuszu, która stoi w rogu.
- Ale cię odpicowali- mówi zdumiony Will, oparty nonszalancko o ścianę.
- Starali się, ty też nie najgorzej- odpieram, na co on poprawia swoją białą koszulę i odpowiada:
- Dzięki- śmieje się i puszcza mi oczko, na co ja kręcę głową, że on jeszcze ma ochotę żartować.
- Teraz się wszystkiego dowiemy- mówi cicho Blanca. Muszę przyznać, że wygląda ona perfekcyjnie. Ma na sobie długą zwiewną czerwoną sukienkę a jej włosy są idealnie pofalowane, jej ekipa musiała się nie źle napracować.
- Co masz na myśli? - pyta Mike, siedzący na brązowej skórzanej sofie coraz spoglądając na nas.
- Ale ty jesteś ciemny, dowiemy się wszystkiego o innych- odpowiada sucho Nicole- zauważam, że jej nie do końca dopisuje humor. Domyślam się, że chodzi jej pewnie o jej sukienkę. Moim zdaniem nie do końca podkreśla ona urodę Nicole, bardzo ją postarzyła granatowa sukienka, chodź w sumie to dobrze, że dodaję jej lat, wygląda bardziej dojrzalej a to na pewno plus. Chyba, że stresuje się przed wywiadem, sama przyznam, że dostaje lekkiego ukucia zestresowania.
- A co takiego mogą ukrywać? - wypala Will. Nie zdążam mu odpowiedzieć, bo woła mnie Brites. Grzecznie się z nimi żegnam i pochodzę do opiekunki.
- Kochana, proszę cię nie palnij, żadnej głupoty- upomina mnie Brites.
- Dokładnie wiem co mam powiedzieć, nie jestem taka głupia- syczę. Odchodzi naburmuszona a ja zostaje sama, siadam na kanapie na przeciw mnie znajduje się telewizor, na którym będę mogła obejrzeć cała show do póki mnie nie wywołają.
- Pamiętaj, że jesteś zawodowcem- nie wiadomo skąd wyrasta obok mnie Finnick.
- Kolejny? Dobrze wszystko wiem, nie musi mnie nikt pouczać- warczę, pod wpływem stresu, zaczynam być agresywna.
- Pogadamy o tym po wszystkim- odpowiada mentor, miało to zabrzmieć jak groźba? Nie wiem, na szczęście sobie poszedł a do mnie podchodzi Nicole, tylko jej towarzystwo mi nie przeszkadza.
- Nie stresuj się tak- mówi i  uśmiecha się do mnie serdecznie. Jest na prawdę urocza, jako jedyna z tego całego grona.
- Jeśli ja to ty też.
- Eh, gdyby to było takie łatwe- wzdycha.
Słyszę automatyczny damski głos wzywający Blankę, to znak, że się zaczęło...



_____________________________________________________________


Witajcie!
Wracam z nowym rozdziałem, wiem, że przeciągam jak flaki z olejem, ale wybaczcie mi to. 
Czasami się zastanawiam, czy prowadzenie bloga ma jeszcze jakiś sens...
Ale chyba każdy mam momenty załamania.
Pociesza mnie jedynie myśl, że już nie długo premiera.
Miłego weekendu! ;)

________________________________________________________________________
+ wybiera się ktoś na :
Zlot fanów  Igrzysk Śmierci 15 listopada, Kino Femina, Warszawa.
Maraton Filmowy, Multikino.
_________________________________________________________________________

piątek, 18 października 2013

Rozdział 13

- Julites, chodź natychmiast na śniadanie!- słyszę wołanie Brites. Zerkam jednym okiem na zegarek jest dokładnie 8:36. A ona każe mi wstawać po wczorajszych nocnych rozmowach, po których jestem ledwo żywa. Nie zważając na moją wkurzającą opiekunkę, przekręciłam się na drugi bok.
Siedzę na pięknej polanie, wszystko tu jest takie idealne. Kwiaty we wszystkich kolorach tęczy, oddają swój delikatny zapach. Drzewa pokryte młodymi zielonymi listkami, kołyszą się jak im wiatr zagra. Ptaki szybujące po błękitnym niebie, gdzieniegdzie obsypane białymi kłębami sklepienie. Rozmarzona obrywam płatki z białego rumianka, napawając się śpiewem skowronka, który właśnie przysiadł na gałązce obok mnie. Mam na sobie moją ulubioną żółtą sukienkę, którą zawsze zakładałam w wiosenne dni. Włosy znacznie mi pojaśniały od  przybywania na słońcu, teraz są zaplecione w luźny warkocz. Siedzę tak oparta o drzewo patrząc w przestrzeń. Moje myśli nie są zaprzątnięte żadnymi problemami i zmartwieniami. Promienie słoneczne delikatnie łaskoczą mi twarz a ja rozkoszuję się tą chwilą. W końcu przychodzi on, tak długo na niego czekałam. Na jego widok od razu unoszą mi się kąciku ust, a oczy znacznie błyszczą.
- Witaj Juli- uśmiecha się szeroko i siada obok mnie, witam się z nim i bez zastanowienia  kładę głowę na jego ramieniu. A on zaczyna mi opowiadać różne historię, tak jak zawsze to robił. Delektujemy się swoim towarzystwem, uwielbiamy spędzać razem czas, zapominamy wtedy o świecie, zapominamy wtedy o wszystkim. Jesteśmy tylko my. 
Nagle do mojej głowy w końcu zaczyna dopływać pewna świadomość, bolesna świadomość, która ukuwa moje serce. 
To nie może by prawda...
Ten chłopak siedzący obok mnie to ...
- Karls ! - krzyczę.
- Mojego imienia nie znasz? - śmiej się Finnick, który chyba od dłuższego czasu mnie obserwuję.  Spoglądam na niego spod łba, mi nie jest tak do śmiechu jak jemu. - Szkoda, że to nie ja ci się śniłem- żartuje- ale mniejsza, chodź moja droga na śniadanie, bo zaraz Brites wyjdzie z siebie- mówi i w końcu wychodzi, nic nie wspominając o wczorajszej nocnej sytuacji.
Postanowiłam jak najprędzej zapomnieć o tym śnie. Jak widać moja wyobraźnia posunęła się za daleko, próbuje wymazać ten beztroski obraz z mojej głowy, lecz nie jest to takie łatwe. Ten chłopak to na pewno nie był Karls, jestem tego pewna. A może nie jestem. Nie zmienia to jednak faktu,że ten sen mocno mi utkwił w głowie, jednakże muszę przyznać, że jestem niezwykle po nim wypoczęta i pełna entuzjazmu co jest dziwne do owego stanu wydarzeń, które czekają mnie w ciągu najbliższych dni. Ubieram się szybko w beżową sukienkę, rozczesuje włosy i ruszam prosto do salonu, gdzie stół jest już zastawiony różnymi smakowitymi potrawami. Siadam obok mentora i zabieram się za jedzenie.
- Dzień dobry, trochę zaspałam- mówię nakładając sobie jajecznicy.
- Jakbyś nie chodziła po nocy to byś wstała na czas - uśmiecha się Finnick.
- Nic o tym nie wiem- śmieje się pod nosem.
- Więc, dzisiaj są wywiady, ale wcześniej musisz się trochę przygotować. Najpierw pójdziesz ze mną na naukę prezentacji, a potem z Finnickiem przećwiczysz to co mówić podczas twojego wystąpienia- oznajmia Brites dokładnie wymawiając każde słowo. Po śniadaniu idę z opiekunką do salonu, gdzie uczę się chodzić w wymyślnych butach. Nauka przyszła mi łatwo, nie miałam najmniejszego problemu w opanowaniu chodu do perfekcji. Brites pokazała mi jak sobie radzić z długo suknią podczas prezentacji jak ją układać i inne mało wartościowe jak dla mnie wskazówki. Po trzech godzinach lekcji z dość wymagającą nauczycielką ruszam na obiad. Posiłek jem sama, gdyż Brites stwierdziła, że musi ode mnie odpocząć, w sumie się jej nie dziwię, na dłuższą metę bywam irytująca. Jestem ciekawa jak idą przygotowania Finnicka z Karlsem, czasem mnie zastanawia o czym oni rozmawiają, w końcu muszę coś wiedzieć o swoim wrogu. Po zjedzeniu pysznej potrawki z cielęciny, idę ponownie do pokoju. Gdzie czeka już na mnie mentor, który jest strasznie zamyślony, z nieobecnym wzrokiem obserwuję niebo. Siadam obok niego na kanapie, zniecierpliwiona kopie go w mocno w piszczel, aby się w końcu ocknął.
- Zamiast tak siedzieć, powiedz od czego mam zacząć - mówię, takim głosem, że aż sama siebie się trochę przestraszyłam, lecz on chyba tego nie zauważył.
- Z pewnością nie od kopania - śmieje się masując nogę.
- Nie lubię jak ktoś mnie ignoruję- oznajmiam, rozglądając się po pokoju, który został posprzątany pod moją nie obecność.
- Wybacz, tak mnie jakoś naszło... Podczas rozmowy masz się skupić na przygotowaniach do Igrzysk, musisz opowiadać jak to świetnie ci idzie, przypomnieć swój wynik z testów. Niestety to z pewnością nie wystarczy prezenterowi i na to też trzeba być przygotowanym - oznajmia mentor.
- Wiem, rozumiem- odpowiadam obojętnie.
- Na pewno, będą chcieli dowiedzieć się czegoś o twoich bliskich- patrzy mi się głęboko w oczy co mnie strasznie dekoncentruję. Nigdy nie lubiłam nawiązywać z kimś kontaktu wzrokowego gdyż uważałam, że w ten sposób zdradzę siebie. Nie którzy mówią, że prawdę ma się wypisaną w oczach i wszystko w nich można zobaczyć i coś w tym jest. Dlatego ja podczas rozmowy, spuszczam wzrok nie ujawniając swoich uczuć. A przy Finnicku ten objaw nasila mi się jeszcze bardziej, jest w nim coś takiego, co jest trudne do opisania. Z jednej strony jego oczy są czymś cudownym i tak dla mnie fascynującym, a z drugiej strony widzę w nim coś strasznego. W moim oczach niedługo też będzie można to zobaczyć. Ta myśl sprawia, że wstaję i nerwowo chodzę po pokoju.
- Wiesz powiem ci tylko tyle, że ja nic nie muszę, ja będę panią tej rozmowy, wiec nie uda się głupkowatemu prezenterowi tego ze mnie wyciągnąć - mówię pewnym siebie głosem.
- Nie uda ci się to - odpowiada melodyjnie Finnick.



______________________________________________________________________

 Witajcie!
Dodaję rozdział wcześniej, gdyż w weekend będę miała mniej czasu.
Co do rozdziału, średnio jestem z niego zadowolona. Mam nadzieję, że wytrzymacie jeszcze do rozpoczęcia Igrzysk. Na prawdę gdym mogła wcześniej dodawać rozdziały to bym to robiła, ale w ciągu tygodnia nie mam czasu zbytnio usiąść do komputera, mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Ostatnio nie mam nawet kiedy przeczytać w Waszych nowych rozdziałów, ale postaram się nadrobić zaległości.
Następny rozdział powinien być koło 1 listopada :)
Trzymajcie się ;3


niedziela, 22 września 2013

Rozdział 12

Siadamy wszyscy na czarnej skórzanej kanapie i zaczynamy oglądać relacje na dużym telewizorze zawieszonym na ścianie.
- Witam na ogłoszeniu wyników z pokazów indywidualnych. Każdy z trybutów został oceniony w skali  od 1-12- oznajmia Claudius Templesmith. Najpierw widzimy zdjęcie trybuta a potem jego ocenę, jak zwykle zaczynają od pierwszego dystryktu. Jako pierwsze pojawiło się zdjęcie Mike, zdobył dziesiątkę, Blanca dziewiątkę tak samo jak Nicole i Will. Po chwili pojawia się zdjęcie Karlsa, widzę jak z napięciem przygląda się w telewizor.
- Osiem ! - woła spiker. Każdy chwali go za wynik z wyjątkiem mnie i Finnicka za co jestem mu bardzo wdzięczna.
- Julites Crebs zdobywa...- wytężam słuch i wzrok - dziewięć!
- Brawo!- krzyczy Brites klepiąc mnie po ramieniu.
- Dobrze się spisałaś słonko - mówi zadowolona Niki. Jestem jednocześnie szczęśliwa i zła. Karls celowo nie chodził na treningi, maskował się tylko dlatego, aby nie zwracać na siebie uwagi. Widać, że nie objął  żadnej wyjątkowo trudnej to rozszyfrowania taktyki, jest gotowy na Igrzyska, tego jestem pewna. Miałam już wyjść, lecz uświadamiam sobie, że relacja się jeszcze nie skończyła. Po jakimś czasie pojawia się fotografia dziewczyny z Siódemki.
-Rousie Kynes z Siódmego Dystryktu zdobywa... Dziesięć ! - oznajmia prezenter ze sztucznym uśmiechem namalowanym na twarzy.  Nie wierzę, jest lepsza ode mnie. Co ona takiego pokazała ? Czuję jak czerwienieją mi policzki ze złości, nerwowo wbijam paznokcie w kanapę. Kika minut potem widzimy zdjęcie chłopaka z dziesiątki, o nim wspomniała Nicole na treningu, on też zdobył dziesiątkę. Miała rację, że jego trzeba się będzie obawiać, sprawia to, że jeszcze bardziej podnosi mi się ciśnienie.
    Zaciekawia mnie to, że każdy obrał taktykę, unikania treningów i przybywania z innymi trybutami. Co to ma wszystko znaczyć? Powinno być tak, że każdy powinien się szczycić umiejętnościami, zastraszać innych. To mi się w ogóle nie układa w logiczną całość, wszystko to jest takie tajemnicze i dziwne.
- Nie cieszysz się? - pyta Finnick uważnie mi się przyglądając.
- Myślałam, że lepiej mnie ocenią - odpieram. Wychodzę zamyślona z salonu, przebieram się w atłasową piżamę i kładę do łóżka. Zastanawiam się, co skłoniło Karlsa do podjęcia takiej taktyki i o co mu chodziło podczas śniadania. Ale dobra nie ma co nad tym rozmyślać może być nie wiadomo jak uzdolniony, dorwę go i tak.

                                                                                ~*~
Przekręcam się z boku na bok, mijają godziny a ja nie mogę spać. Postanawiam pójść do Nicole, chyba nam wolno się przemieszczać w nocy, a poza tym co mi mogą zrobić. Zakładam beżowy szlafrok i ruszam do windy. Zjeżdżam na drugie piętro, na korytarzu jest zupełnie ciemno, lecz po chwili zauważam, że w którymś pokoju świeci się światło. Podchodzę tam i zerkam w dziurkę od klucza. Na szczęście to pokoju Nicole, bez zastanowienia pukam do drzwi.
- Proszę- wchodzę do pokoju i od razu się do niej przytulam.
- Co ty tu robisz? - pyta zdziwiona, jej oczy są pełne smutku i niepokoju. Tuląc ją dostrzegam jaka jest chuda i mała a do tego bezbronna.
- Nie mogłam usnąć, chciałam z kimś porozmawiać i oto jestem- mówię siadając na jej łóżku. Kątem oka dostrzegam bogate zdobienia jej pokoju, jest o wiele ładniejszy od mojego. Dominują tutaj jasne ciepłe barwy a oświetlenie sprawia, że pokój wydaję się jeszcze bardziej przytulny.
- Obie zdobyłyśmy dziewiątki, cieszysz się ?- uśmiecha się szeroko.
- Mogło być lepiej, ale nie narzekam. Widzę, że ty również nie możesz spać.
- Tak... Zastanawiam się nad wynikami kilku osób - mówi cicho podkulając nogi do siebie.
- No właśnie miałam to samo powiedzieć. Kurczę miałaś rację co do chłopaka z dziesiątki - odpieram mało entuzjastycznym tonem.
- Nie wydaję ci się to trochę podejrzane ? - pyta spoglądając mi w oczy.
- To jest bardzo podejrzane, zobacz Karls też nie chodził na treningi a dostał ósemkę.
- Ciekawe co takiego ukrywają - mówi Nicole.
- Dowiemy się na arenie - oznajmiam, kończąc tym temat o wynikach. Rozmawiamy w najlepsza do późna w nocy, przez ten czas czułam się jakbym była w towarzystwie najbliższej mi osoby. Czy to nie jest paradoksalne, przecież my obie nie możemy żyć, jedna z nas umrze aby ta druga mogła wrócić do domu. . Ale przez ten cały czas, nie zważamy na to, cieszymy się chwilę, przecież tylko to nam zostało. Chwila ta, w której możemy przez ułamek czasu poczuć się normalnie jest bezcenna, nie długo takich momentów już nie będzie.
   Po zjedzeniu kilku wybornych tabliczek czekolady i innych łakociach obie stwierdzamy, że czas iść spać. Nicole odprowadza mnie chwiejnym krokiem, przecierając oczy ze zmęczenia. Przy drzwiach raz jeszcze mnie obejmuje.
- Dziękuje ci- odpiera swoim aksamitnym głosem, który teraz jest lekko zaspany.
- Dobranoc- żegnam się i wychodzę. W głębi duszy, jestem zadowolona ze swoich zdolności aktorskich, ten pokaz mi wyjątkowo wyszedł. Jednakże muszę przyznać, że ten wieczór był wyjątkowy, mimo, że z mojej strony udawany.  Ponownie windą wjeżdżam na czwarte piętro, udając się do swojego pokoju, czuję, że ktoś łapie mnie w pasie i przyciąga do ściany.
- Gdzie byłaś? - rozpoznaję głos Finnicka
- Lunatykowałam - śmieje się cicho, spoglądając w jego oczy oświetlane blaskiem świateł odbijającymi się z okna.
- Kłamczucha ! - uśmiecha się, nadal obejmując mnie.
- Oj nie mogę spać - mówię.
- To teraz zapraszam do mnie, bo inaczej powiem komu trzeba, że chodzisz sobie po nocy- śmieję się mentor, gdyż wie, że wygrał. Finnick ma ogromny pokój, ściany są pokryte srebrną tapetą w różne wzorki. Całe pomieszczenie jest pełne luksusu, a na dodatek ma piękny balkon cały dla siebie. Zamawiamy po kubku pełnej gorącej herbaty i wychodzimy na taras. Siadamy na ławeczce, która stoi na przeciw rozgwieżdżonemu sklepieniu, które wyjątkowo dziś jest bardzo piękne. Zapartym tchem połykam wzrokiem każdy skrawek nocnego nieba, zapamiętując je dogłębnie. W milczeniu siedzimy tak przez jakiś czas, ta chwila jest tak magiczna, że odpływam tonąc w marzeniach, po które nie długo stanie mi sięgnąć.
- Idę spać- odpieram i raczę go uśmiechem. 
- Dobranoc Juli - wstaję  i całuję mnie w policzek. Jeszcze raz spoglądam na niego i ruszam prosto do swojego pokoju, oblana rumieńcem i z dziwnym nieznanym mi odczuciem.



_________________________________________________________________________

Witajcie!
Jestem chora i przepraszam, za błędy, jak będzie już wszystko ze mną ok to go sprawdzę.
Jak Wam się podoba tak ogólnie ten rozdział i jak dotychczas oceniacie Julites, chodzi mi o charakter i zachowanie. Jestem bardzo tego ciekawa ;)
A poza tym, jak radzicie sobie w szkole ?

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 11

Zjeżdżamy do podziemi, gdzie znajduję się sala treningowa. Wchodzę tam jako ostatnia, wszyscy inni już siedzą na skórzanych kanapach ustawionych przy ścianie. Po kolei zaczynając od pierwszego dystryktu, będziemy wzywani na testy. Siadam obok Nicole, która wyraźnie jest niespokojna całą tą sytuacją.
- Zestresowana ?- pytam od niechcenia siląc się na uprzejmy ton.
- Trochę, a ty ?- odpowiada patrząc się w punkt w oddali, nerwowo wyginając palce.
- Szczerze? To nie- odpieram obojętnie, uważnie obserwując moją rozmówczynie. Jej  blond włosy są spięte w luźnego warkocza. Oczy ma wyraźnie podkrążone, na pewno nie spała całą noc. Zadziwia mnie to, że nie stara się zakryć swojego zestresowanie, przecież jest zawodowcem powinna stwarzać pozory. Z jednej strony podziwiam ją za to, że jest naturalna, nie udaję kogoś kim nie jest, lecz z drugiej, Igrzyska nie są dla takich ludzi, tu nie ma miejsca na strach a jeżeli już się to okazuję, to prędzej czy później zostanie to wykorzystane przeciwko tobie. Nicole ma to do siebie, że jest z bogatego dystryktu i ma zapewniony sojusz i może sobie pozwolić na chwilę słabości. Rozglądam się po sali, wszyscy milczą od czasu do czasu słychać jakieś pomruki  czy przyspieszone oddechy. Ja zachowuję kamienną twarz z dumną postawą siedzę i co raz miażdżę przeciwników swoim wzrokiem.
- Nicole Sywens- oznajmia automatyczny głos jakieś kobiety.
- Powodzenia - mówię i klępie ją po ramieniu.
- Nie dziękuję - uśmiecha się smutno i rusza w stronę drzwi prowadzących na salę. Próbuje, wymyślić czym mogłabym zaskoczyć sponsorów i organizatorów. Nic nie przychodzi mi do głowy, będę musiała iść na żywioł. Tylko najgorsze jest to, że od tego zależą moje dalsze losy. Dzięki temu na arenie w sytuacji kryzysowej, będę mogła liczyć na podarunek od sponsorów, bez tego ani rusz. A kto wie co mnie tam spotka, może bez ich pomocy w ogóle nie będzie się dało przeżyć? Mija już dobra godzina w tym czasie trybuci z Trójki zostali wywołani, teraz czas na moją kolej.
- Julites Crebs - odzywa się ponownie ten sam głos co wcześniej. Wstaję z wygodnej kanapy, wyprostowuję się i skupiona wchodzę do sali. Jest to zupełnie inne pomieszczenie, niż dotąd trenowaliśmy. Sala ta jest duża a po dwóch przeciwnych stronach są ustawione trybuny na których siedzą oceniający. Po całej sali są umieszczone sprzęty do różnego rodzaju pokazów.
- Julites Crebs, dystrykt Czwarty - przedstawiam się i delikatnie pochylam głowę. Zaczynam od tego, że podchodzę do stanowiska z łukami kilka razy celnie strzelam do tarczy. Jestem z tego bardzo zadowolona, że opanowałam tą umiejętność. Następnie ruszam do stołu z nożami, znajdują się tu różnego rodzaju ostrza, wybieram ten, którym ćwiczyłam już wcześniej, kilka razy rzucam z zamkniętymi oczami, gdzie udaję mi celnie trafić, robię wiele przewrotów i z takiej pozycji również trafiam celnie. Widzę jak z aprobatą organizatorzy kiwają głowami co dodaję mi znacznie więcej pewności siebie. Zdaję sobie sprawę, że mój czas zaraz może dobiec końca. I na  koniec podchodzę do stanowiska z ciężką bronią, biorę ostry topór, rozpędzam się teraz mogę pokazać, jaka jestem zręczna i szybka z zawrotną prędkością obcinam głowy manekinom umieszczonym po całej długości sali. Na ostanie kukły skaczę i niszczę je dogłębnie. Słyszę, że ktoś klaszcze i mówi :
- Dziękujemy, możesz iść- kłaniam się i wychodzę innymi drzwiami niż wchodziłam, idę do windy i po chwili już jestem na swoim piętrzę.
- Jak ci poszło słonko ? - pyta podekscytowana opiekunka.
-Okażę się podczas wyników- odpieram.
- Racja, racja. Pewnie jesteś zmęczona - mówi zmartwiona, poprawiając przy tym swoją perukę, którą dzisiaj ma w kolorze intensywnego różu.
- Nie, pójdę do swojego pokoju, zawołaj mnie na kolację - odpowiadam znudzona
- Oczywiście, idź kochana- siadam w pokoju na łóżku i rozmyślam. Mam nadzieję, że zadowolił ich mój występ. Pokazałam, to na co mnie stać,a jeśli im to nie wystarczy? A co będzie jak dostanę niską ocenę ? Nie, no w sumie to nie jest możliwe. Jeśli nie spodobał im się mój pokaz, to jeszcze obserwowali mnie podczas treningów. A na ostatnim treningu bardzo intensywnie ćwiczyłam, popisywałam się, nie mogło im to umknąć.
Po jakimś czasie stwierdzam, że czas się przygotować do kolacji. Wykąpana, nakładam czerwoną sukienkę sięgającą mi do kolan, rozczesuję włosy i zostawiam je rozpuszczone. Przypominam sobie o swoim talizmanie kompletnie o nim zapomniałam, leży na moim stoliku nocnym, biorę go do ręki i uważnie mu się przyglądam, to jedyne co mam co przypomina mi dom. Tutaj wszystko jest takie obce, to nie mój świat.
- Julites, kolacja !- woła Brites -przy stole już wszyscy oprócz Karlsa, dzisiaj kolację jadzą  nawet z nami  Niki i ekipa przygotowywacza. Siadam obok mojej stylistki, a ona od razu zasypuję mnie lawiną pytań.
- No to jak Ci poszło?  Wszyscy jesteśmy bardzo ciekawi.
- Okaże się, nie chcę zapeszać - odpowiadam. Stylistka kiwa głową, a ja nakładam sobie dużą porcję puree z kurczakiem. To moje ostatnie dni, gdzie mam takie luksusy, wiec nie żałuję sobie dokładek. Po daniu głównym, wjeżdża ogromny tort czekoladowy. Jest obsypany truskawkami i innymi owocami, których nie znam, w środku znajduję się aksamitny krem, który rozpływa się w ustach. Zjadam kilka kawałków i popijam to wszystko sokiem porzeczkowym.
- Jutro wywiady, wiesz mam już pomysł na twoją kreację - mówi Niki popijająca wino.
- Jaki pomysł ? - pytam zaciekawiona.
- Dowiesz się wszystkiego jutro, ale uwierz mi będzie cudownie!- odpowiada tajemniczo. Już się boję tego jej pomysłu, chodź sukienka i wykreowanie mnie na królową mórz powiodła się. To może i tym razem moja kreacja będzie piękna, no ale po Niki się można wszystkiego spodziewać. Ale przyznać muszę, że bardzo jestem ciekawa jak będę jutro wyglądać. Mam ochotę się jeszcze jej trochę podpytać o szczegóły, lecz Brites oznajmia :
- Chodźmy obejrzeć w telewizji ogłoszenie wyników !



___________________________________________
Witajcie !
Mamy już pierwszy września, nie wiem kiedy to zleciało. Tak mi się nie chcę, znowu wracać do szkoły, chętnie bym jeszcze posiedziała z miesiąc w domu. Ale pewnie każdy tak z Was ma. Kochani muszę poinformować, że rozdziały będą pojawiać się raz do dwóch razy na miesiąc ( mam nadzieję, że i tak będziesz mnie odwiedzać). Ten rok szkolny będzie ciężki i  muszę się przyłożyć do nauki. Co do rozdziały mam do niego mieszane uczucia, ale o opinię proszę w komentarzach. Coraz bardziej zbliżamy się do premiery  " W pierścieniu ognia" a ja nadal nie mam z kim na to iść, gdyż nikt z moich znajomych nie czytał, nie oglądał, lub nie lubi takich filmów, dziwne nie?
Dobra kochani, kończę swój monolog. Życzę Wam powodzenie w nowym roku szkolnym i mam nadzieję, że mimo nowych zajęć, nadal będziemy w kontakcie. :)


niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 10

 Przepraszam za opóźnienie, ale nie miałam wczoraj dostępu do komputera. Pojawił się nowy szablon, mi się podoba a Wam? 
Ja już nie mogę się doczekać premiery " W pierścieniu ognia"? A Wy?
Jest już 10 rozdział, jak ten czas leci. Nie jestem z niego zadowolona, ale ocenę zostawiam Wam.
Życzę miłego czytanie.




 ~,~


 - Może mi się to przyśniło- wmawiam sobie. Bo po co, miałby przychodzić i mi się przyglądać. Jak ja uwielbiam te moje sny. Wiele razy śniły mi się tak realne sny, że potem gdy to opowiadałam, każdy patrzył na mnie jak na wariatkę. Tak na pewno mi się to przyśniło teraz jestem tego pewna, a poza tym Karls bałby się przyjść tutaj do mnie. Z tą myślą odkręcam się na drugi bok otulając się puszystą kołdrą i od razu zasypiam.
Obudziłam się przed południem słońce już wyraźnie górowało i przyjemnie grzało moją twarz. Najchętniej zostałabym cały dzień w łóżku, lecz niestety, dzisiaj są testy. Polegają one na tym, że organizatorzy Igrzysk będą oceniać nasze umiejętności w skali od jednego do dwunastu, jest to bardzo ważne, gdyż zależy od tego ilu zdobędę sponsorów. Wolnym krokiem zmierzam do łazienki, zimną wodą połączoną z płynem o zapachu cytrynowym zmywam dzisiejszy sen.Wykąpana i przebrana w czarny strój na trening idę na dość późne śniadanie. Zastaję tam tylko Karlsa jedzącego sałatkę i czytającego jakąś kolorową ulotkę Kapitolońskiego sklepu. Bez słowa siadam na pikowanym wysokim krześle i nalewam sobie soku pomarańczowego, sącząc go spoglądam na niego spod łba, ale on nawet na mnie nie spojrzy. Modlę się aby w końcu ktoś przyszedł, lecz po chwili ciszy, odzywa się :
- Boisz się testów? - nie mam zamiaru z nim rozmawiać, więc patrzę na niego wymownie i znowu Karls spuszcza wzrok w swój talerz. Gdy chłopak wstaję od stołu mówi:
- Julites ja na prawdę cię przepraszam za wszystko. Jesteśmy teraz w takiej samej sytuacji, moglibyśmy zapomnieć o przeszłości i...- nie daję mu dokończyć, bo wybucham, wstaję i sięgam po nóż, który leżał na blacie  i bez zastanowienia przykładam mu do gardła, podpierając go mocno o ścianę.
- Nie obchodzi mnie co uważasz, chciałabym tylko abyś wiedział, że na arenie zginiesz jako pierwszy - mówię łagodnym tonem spoglądając mu głęboko w jego brązowe tęczówki. A następnie spluwam mu prosto w twarz na co on tylko ociera się, nic z tego nie robiąc. Lekceważąc to jeszcze bardziej mnie sprowokował. Uderzam go mocno w brzuch i na koniec moja pieść ląduje na jego garbatym nosie. Od razu robi się w tym miejscu fioletowa plama i zaczyna lecieć krew. Przykłada chusteczkę do nosa i patrzy się zdziwiony na mnie, na co ja tylko się śmieję.
- To tylko przedsmak tego co Cię spotka na arenie - syczę złowrogo, przygotowując się do kolejnego ciosu.
- Co tu się dzieje? Julites! Co ty wyprawiasz?! - krzyczy Finnick, który właśnie przyszedł do salonu, powstrzymując mnie tym od zadania uderzenia.
- Rozmawiam sobie, nie widać ? - pytam arogancko. Widzę jak Karls szybko wychodzi udając, że nic się nie stało, mam ochotę go rozszarpać, ale on szybko znika mi z oczu . Mam nadzieje, że chodź trochę się przestraszył. Niech wie, że ze mną nie ma żartu. Już nie jestem tą samą Julites, którą upokarzał. Teraz to ja się zemszczę tyle, że z gorszym skutkiem. Całe szczęście, że przyszedł mentor, nie wiem co bym mu zrobiła do tego czasu.
- Co to miało znaczyć? - pyta Finnick uważnie lustrując mnie wzrokiem oczekując mojej odpowiedzi.
- Nic miało nie znaczyć, zdenerwował mnie - mówię patrząc w sufit i próbując się opanować.
- Julites, zrozum go...
- Nie, nie zrozumiem! Mnie przez tyle lat nikt nie rozumiał, a poza tym on zasługuję na to ! On zasługuję na taki los! Nie powstrzymasz mnie, rozumiesz ! Nie po tym co mi zrobił ! - krzyczę nerwowo chodząc po jadalni.
- Juli... Usiądź, proszę - odpiera łagodnym tonem chłopak wskazuję mi sofę na której po chwili siadam.  Opowiadam mu wszystko, jak się ze mnie naśmiewał, jak z kolegami zawsze mi dokuczał. Pamiętam jak pewnego razu chciał na mnie podnieść rękę, lecz powstrzymał go Matey. Strasznie się bałam Karlsa, był taki okres jak lękałam się wyjść z domu. Najgorsze jest to, że ja nie wiedziałam dlaczego on tak się zachowuję, nic mu nie zrobiłam. Zaczęło się to tak po prostu, gdy nie chciałam mu zejść z drogi. U mnie w czwórce każdy myślał, że jestem twardą dziewczyną, ale tak nie było w głębi duszy siedziała ta wrażliwość i dawała o sobie coraz większe znaki. Zmieniło się dopiero wszystko jak zostałam wylosowana na arenę.
- Nie wiedziałem...- mówi cicho Finnick.
- Gdyby nie pomoc przyjaciół, nie wiem jakbym sobie dała radę- odpieram cicho patrząc w punkt w oddali.
-Nie warto rozdrapywać starych ran, to już przeszłość teraz masz ważniejsze zadania na głowie- doprowadza mnie do trzeźwego myślenia. Ma rację, mam teraz znacznie poważniejsze sprawy.
- Ja to wiem... - wstaję i idę do okna. Nie mogę powstrzymać emocji, wszytko mi się przypomina i budzi to moją jeszcze większa nienawiść. Marzę, po prostu marzę, aby w końcu go zabić aby zapłacił za to wszystko.
- Masz już ze swoim sojuszem taktykę? - pyta Finnick zmieniając temat.
- Tak- odpowiadam obojętnym tonem, już za dwa dni Igrzyska. Czy czuję się przygotowana? Owszem, ta sytuacja z Karlsem dała mi jeszcze więcej siły. Naprawdę musi on być na tyle głupi, że akurat w takich okolicznościach mnie przeprasza. Miał tyle innych okazji aby to zrobić, może myślał, że mu wybaczę i zawrzemy sojusz? Jest już znacznie na to za późno, on nie długo zginie, więc jego przeprosiny nic nie dadzą. Zastanawia mnie jedno co go podkusiło do zaczęcia rozmowy ze mną, może przez te kilka dni sobie wszystko przemyślał? A nawet jeśli to mnie już to nie obchodzi. Na pewno chodź trochę w głębi duszy interesuję mnie jego postawa, ale czy ma to teraz jakieś znaczenie?
- Julites ty mnie w ogóle słuchasz? - wyrywa mnie zamyślenia śmiejący się Finnick.
- Naturalnie- odpieram.
- To o czym teraz mówiłem? - podchodzi do mnie i tak samo jak ja opiera się o parapet, a przy tym delikatnie mnie szturchając.
- No coś o Igrzyskach- czuję jego subtelny zapach perfum, co działa na mnie bardzo kojąco.
- Wyjątkowo ci teraz odpuszczę, gdyż na prawdę bardzo ładnie wyglądałaś gdy byłaś taka zamyślona

czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 9

Grafika, potrzebuję grafika jak znacie jakąś stronę z szablonami to piszcie. 
Nowy zwiastun w pierścieniu ognia, zakochałam się w nim *.*
A poza tym zapraszam do czytania. ;)


                                                                         ~.~


Wstałam wypoczęta, obudziło mnie jasne słońce i śpiew ptaków, poczułam się jak w domu. Rozmyślam nad tym co było wczoraj. Słowa Finnick'a dodały mi odwagi i wiary w siebie. Nie potrzebnie jestem dla niego taka nie miła, on jedyny stara mi się pomóc. Jak nadarzy się okazja, to go przeproszę. Dzięki temu co mi powiedział wczoraj, jeszcze bardziej uwierzyłam w siebie. Mam już pewien plan co do moich sojuszników zamierzam go zacząć realizować.
Na treningu jestem tylko z Nicole, wiec wspólnie trenujemy przy każdym stanowisku.
- Czemu tak właściwie dzisiaj oni nie przyszli ? - pytam testując jedną z nowo poznanych metod zastawiania sideł.
- Przyjdą po obiedzie, też tak miałam zrobić, ale stwierdziłam, że ci potowarzyszę.
- Dzięki to miłe - mówię uprzejmie.
- Dlaczego chłopak z twojego dystryktu nie uczęszcza na treningi ? - tym razem to ona pyta
- Szczerze to nie wiem, aż tak bardzo mnie to nie interesuje- odpieram obojętnie.
- To albo coś ukrywa, albo jest bardzo głupi - mówi zamyślona Nicole.
- I to i to.
- Pewnie tak - śmieje się.
- Będzie moim pierwszym celem - mówię cicho.
- Do czego ? - pyta uważnie mi się przyglądająca Nicole.
- Do zabicia - oznajmiam surowo.
- To Ci chętnie pomogę - proponuje.
- Sama sobie z nim poradzę.
- Jak chcesz - odpowiada kończąc tym temat Karls'a. Idziemy do stanowiska z roślinami występującymi na różnych terenach. Dowiaduję się, jakie możne jeść liście w lasach tropikalnych i w innych. Będzie to przydatne gdyż na arenie zazwyczaj spotyka się drzewa. Jestem przerażona faktem, że istnieje tak dużo trujących roślin, dlatego też uważnie przyglądam się ilustracją przedstawiającym je.
- Jacy oni są? - pytam przeglądając książki zielarskie.
- Kto?
- No Blanca, Mike i Will - odpowiadam.
- Wiesz, Willa znam od małego, jest moim dobrym kolegą. Gdy okazało się, jedziemy razem na Igrzyska, myślałam, że świat się pode mną wali, ale w sumie nie jest tak źle, jak mamy umrzeć to razem. Pogodziłam się już z tym- odpiera smutno.
- No a Blanca i Mike ?- dopytuje, nie zważając na jej żale i rozterki.
- Blanca z tego co wywnioskowałam jest bardzo tajemnicza i bardzo zamknięta w sobie, nie wiele mówi. A Mike jest jej totalnym przeciwieństwem, zawsze wesoły i rozgadany- stwierdza Nicole.
 - Masz rację, jak myślisz kto z pozostałych trybutów może nam zagrażać ? - pytam dalej ciągnąc temat trybutów.
- Podejrzana się wydaję dziewczyna z siódemki - i wskazuję ruchem głowy na dziewczynę rzucającą toporami - lecz mogę być też przeszkody z chłopakiem z dziesiątki. Mój mentor mówi, że specjalnie nie przychodzi na treningi, bo nie chcę ujawniać swoich umiejętności.
- To, że nie przychodzi na treningi nie znaczy, że coś skrywa. Może po prostu ma taką samą tak taktykę jak Karls - mówię.
- Okaże się po testach.
- Nicole, jak jest u was w dwójce ?- zmieniam temat zauważając, że Nicole posmutniała. Domyślam się, iż przerażają ja pozostali trybuci. Fakt jest zawodowcem, ale bardzo młodym na pewno nie skończyła przejść całego kursu przygotowawczego przed Igrzyskami. W tym roku są trochę inni zawodowcy, mają dziwną taktyką. Założyliśmy sojusz, ale nikt za bardzo się nie przechwala umiejętnościami są małomówni w tym temacie.
- Generalnie nie jest tak źle, chodź moje rodzinie się nie przelewa to nie chodzę z pustym brzuchem jak dzieciaki z biedniejszych dystryktów. A u ciebie w czwórce ?
- Chyba tak samo tyle, że mamy piękne morze- odpowiadam zamyślona
- Idziemy coś zjeść?- wstaje moja towarzyska uśmiechając się szeroko.
Udajemy się na stołówkę  na pyszną zupę grzybową i na kotlety cielęce z sałatką. Po krótkiej przerwie, wracamy do sali. Gdzie już trenuje reszta naszych sojuszników, witają się z nami skinieniem głowy. Wszyscy trenują oddzielnie z wyjątkiem mnie i Nicole. Teraz ćwiczymy znacznie intensywniej już bez żadnych pogaduszek. Wychodzą z nas siódme poty, lecz przestajemy dopiero jak każda z nas pada już na kolana ze zmęczenia.
- Ja już nie mogę - mówi ledwo Nicole.
- No ale przynajmniej jesteśmy przygotowane na testy - odpowiadam zadowolona.
- Dokładnie, jutro pokażemy na co nas stać - dodaję.
Żegnamy się i każda z nas idzie w inną stronę po przyjściu od razy idę pod prysznic. Wykąpana i przebrana w ładną fioletową sukienką idę na kolacje. Jestem bardzo zaskoczona, bo w salonie zastaję Karlsa rozmawiającego z Brites. Jest to dla mnie nie codzienny widok, jak dotąd nigdy go nie widziałam na wspólnych posiłkach.
- Witaj kochanie, jak tam ci idzie na treningach - mówi troskliwie.
- Fenomenalnie - odpowiadam radośnie, chcę aby Karls wiedział, że nie boję się Igrzysk.
- Jutro wezmą was na indywidualne pokazy , rano będziecie mieli chwilę na przygotowanie a o 14 zaczną się testy - oznajmia opiekunka.
- Ja jutro dłużej śpię, nie potrzebuję rano iść na salę treningową jestem już w zupełności przygotowana - odpieram pewnym głosem.
Reszta kolacji przebiega w milczeniu, dziś nie mam specjalnie apetytu zjadam tylko lekką sałatkę z młodymi pomidorami. Co jakiś czas spogląda na mnie Karls, irytuję mnie to. Po jakiś czasie coś sobie uświadamiam.
-Gdzie Finnick? - pytam.
- Ma coś ważnego do załatwienia słonko. Idźcie spać, jutro musicie być wypoczęci- odpowiada Brites.
- Dobranoc- odpowiadam grzecznościowo i ruszam do swojego pokoju.
Leżąc już w łóżku myślę o tym, cieszę się, że mam taki dobry kontakt z Nicole w przyszłości mi się to przyda. Jest bardzo sympatyczną dziewczyną, lecz nie do końca pewną siebie w przeciwieństwie do mnie. Ja nabrałam jej ostatnio bardzo dużo, wierzę w swoje umiejętności.
- Gotowa na testy? - pyta Finnick, który nagle wparował mi do pokoju.
- No ja bym nie była gotowa - podpieram się na poduszkach i zapalam lampkę. Jak zwykle Finnick opiera się nonszalancko o framugę drzwi, uważnie mnie obserwując.
- To dobrze - uśmiecha się
- Czemu Cię nie było na kolacji? - pytam go o to samo co on wczoraj.
- Miałem spotkanie ze sponsorami, wielu o Ciebie pytało.
- I jak, dowiedziałeś się czego?- nie wiem czy mogę go o to pytać, lecz nie powstrzymałam się.
- Jak zwykle byłaś najgorętszym tematem do rozmów, wiele osób na Ciebie stawia- odpowiada mentor.
- Zapomniałabym, chciałabym cię przeprosić. Nie byłam ostatnio miła, wybacz- odpieram.
- Rozumiem cię, nie będę już ci przeszkadzał. Dobranoc Juli- raczy mnie serdecznym uśmiechem i wychodzi.
                                                                           ~.~
Czuję ogromny ból, krew spływa na ziemie a ta od razu ją wchłania. Moje całe ciało jest pokaleczone, nie mogę nic z tym zrobić, gdyż jestem przywiązana do drzewa. Nie mam siły aby się szarpać jestem taka bezsilna. Do tego zimny wiatr chlastający twarz, nie wytrzymam tak długo. Słyszę głos oprawców siedzących przy ciepłym ognisku, przypomnieli sobie o mnie, bowiem znowu jeden z nich bierze nóż i rusza ku mnie.

Budzę się zlana potem, jestem cała przestraszona. To tylko sen, myślę i małymi łykami piję wodę, która stała na stoliku nocnym. Uświadamiam sobie, że drzwi są otwarte a w nich stoi jakaś postać.
- Co Ty tu robisz?- pytam
 Przyglądam się osobie, która stoi w drzwiach i po chwili odchodzi. Miałam ochotę wybiec z łóżka, ale coś mnie tu trzyma. W pokoju panuję, kompletna ciemność, lecz udało mi dopatrzeć oczy mojego obserwatora.  Skądś je znam..
Zastanawia mnie jedno, czemu ktoś przychodzi do mojego pokoju w środku nocy? Próbuję sobie przypomnieć te oczy...
Już wiem.
To Karls...





środa, 17 lipca 2013

Rozdział 8

 Przepraszam za nieobecność, postaram się nadrobić. Mam już napisane wiele rozdziałów, lecz nie mam czasu. Podoba się Wam ta grafika czy ją zmienić? Jeśli tak to potrzebuje kogoś, kto mi pomoże przy szablonie.
Zostawiam Was z tym rozdziałem i czekam na Wasze komentarze.


___________________________________________________________
Ruszam prosto do swojego pokoju muszę trochę odpocząć. Rozmyślam o tym co mnie czeka. Mam ogromne szansę wygrać, ale z jednej strony czy wytrzymam to psychicznie? Będę musiała zabijać ludzi, a oni przecież nie są niczemu winni tak jak ja, ale z drugiej strony jeśli ja ich nie zabiję to oni z całą pewnością mnie pozbawią życia.
- Muszę być silna - powtarzam sobie, jestem na to gotowa. Nie wiem czy oszukuję samą siebie, ale muszę w to wierzyć. Wykąpana kładę się do łóżka, staram się odpocząć, lecz przeszkadzają mi dobiegające wrzaski opiekunki.
- Julites chodź na kolację ! - woła Brites
- Nie jestem głodna! - odpowiadam.
Tak na prawdę to jestem, ale jakoś nie mam ochoty iść tam i bezsensu opowiadać jak to super poszło mi na treningu. Dlatego zamawiam sobie do pokoju dużą porcję kurczaka z ryżem. Delektuję się wybornym smakiem smakiem soczystego mięsa, a następnie na deser zajadam się musem truskawkowym. Po kolacji siadam na parapecie i obserwuję tętniący życiem Kapitol. Patrzę na ludzi, którzy nie mają praktycznie żadnych zmartwień, no może z wyjątkiem jak tu się ubrać. Nie muszę oni zabijać ani przeżywać koszmaru jakim są Igrzyska. Zazdroszczę im tego, że nie muszą martwic tym co będzie jutro.
- Myśl o czymś innym- mówię sama do siebie. Teraz moje myśli kierują się ku rodzinie. Zastanawiam się co robią, jak sobie radzą beze mnie. Tak bardzo pragnę ich zobaczyć, chociaż na chwilę. Chcę przytulic mamę, porozmawiać z Carline, znowu pójść nad morze z Mateyem... Tak bardzo za nim tęsknie, przy nim zawsze czułam się bezpieczna. Był naprawdę cudownym przyjacielem, nikt nas nie łączyło żadne uczucie, traktowaliśmy siebie jak rodzeństwo, które zawsze może na siebie liczyć. Pamiętam naszą ostatnią rozmowę przed dożynkami.
 Siedziałam wtedy jak zwykle na plaży, patrząc w dal. Po chwili przyszedł do mnie Matey, jak zwykle był uśmiechnięty zawsze to w nim podziwiałam tą pogodą ducha mimo to, że nie powodziło się jego rodzinie.
- Nie myśl o tym- powiedział, od razu wiedział co mnie trapi. 
- Próbuje, ale to jest silniejsze ode mnie- odparłam, przesypując dłonią ciepły piasek.
- Nie ma co się martwić na zapas, uwierz mi. Jeśli taki los będzie mi albo tobie pisany to nic tego nie zmieni- mówi przyglądając mi się uważnie.
- Los, dlaczego ja muszę tu żyć? Dlaczego świat taki jest?- odpowiadam zdenerwowana  
- Nic tego nie zmieni- powtarza się- tak musi być 
- Cholera, dlaczego ty jesteś taki spokojny ?!- wybucham
- Juli, ja już się z tym pogodziłem. Moja złość, nie sporawi, że świat stanie się lepszy a wręcz przeciwnie mi zaszkodzi. Sama dobrze wiesz, jak ostatnio potraktowali Dziką Els.
- Wiem- Dzika Els, była młodą kobietą miała może około 20 lat. Straciła brata w Igrzyskach i od tego agresywna, w sumie zawsze taka była, lecz po stracie brata nasiliła się jej. Pewnego razu wybiegła na rynek, gdzie najwięcej jest strażników i zaczęła wydzierać się wniebogłosy jak nienawidzi Kapitolu. Strażnicy zareagowali od razu, jeden z nich szarpnął ją za włosy od tyłu a dwaj pozostali trzymali mocno za ręce, próbując ją obezwładnić, iż była strasznie silna.
- Uwaga!- krzyczy jeden ze strażników- tak kończą, osoby zakłócające spokój- mówiąc to strzelił jej prosto w głowę. Widziałam tą sytuacje bardzo dobrze, gdyż akurat przechodziłam.
Otrząsnęłam się z zamyślenia akurat gdy objął mnie Matey.
- Nie ważne co się stanie, cieszmy się chwilą- uśmiechnął się
Poczułam, że do moich oczu napływają łzy. Nie. Muszę być twarda i ocieram oczy, nie mogę sobie pozwolić na rozczulanie nad sobą.
- Pomyśl o czymś innym- mówię do siebie w duchu. Od razu nasuwa mi się dzisiejszy dzień. Cieszę się, że udało mi zawszeć sojusz, będzie trochę łatwiej na początku tych całych Igrzysk. Mój spokój jak zwykle zakłóca Finnick, który wparował do mojego pokoju
 - Puka się ! - syczę, wychodzi ponownie, tym razem zapukał- ale ty jesteś irytujący. - mówię, spoglądając na jego roześmianą twarz.
- Jak tam ci poszło?- pyta, nie odpowiadam mu, jakoś nie mam ochoty na niczyje towarzystwo.
- Coś się dzieje?
- Nie, no coś ty -odpowiadam z wymuszonym uśmiechem.
- To czemu cię nie chciałaś zjeść z nami kolacji ? - dopytuję się
- Bo nie jestem głodna? - ironizuję
- To ten kurczak sam się zjadł ? - wskazuję na pozostałości po kolacji.
- Od daj mi spokój, idź poszukaj wrażeń gdzie indziej- pokazuję na drzwi.
- Jak powiesz co się dzieje- upiera się.
- No to nie ty jedziesz na Igrzyska, to nie ty będziesz musiał zabijać, to nie ty będziesz musiał walczyć, to nie ty umrzesz na arenie- wykrzykuję mu to wszystko ze złości.
- Nie umrzesz- mówi cicho-a poza tym nie zapominaj, że ja też przechodziłem przez to.
- Tak tyle, że ty żyjesz! - krzyczę- a ja umrę po kilku dniach.
- Julites, ale ty dramatyzujesz. Po pierwsze nie przesadzaj już, słyszałem, że świetnie sobie radzisz na treningach, każdy cię chwali, po drugie gdybyś była słaba to nie chcieliby z tobą sojuszu. A ty już pierwszego dnia zdobyłaś sprzymierzeńców, po trzecie rozmawiałem z mentorami z jedynki i dwójki są bardzo zadowoleni z waszego paktu. Po czwarte Juli jesteś bardzo uzdolniona  i na pewno zdobędziesz dużo punktów podczas testów. Więc definitywny koniec z użalaniem się nad sobą. - mówi Finnick. Zaskakuję mnie to co powiedział, nie sądziłam, że ma takie zdanie o mnie, lecz nie chce, żeby sobie pomyślał, że dopiął swego, więc mówię:
- Po pierwsze to się nie użalam, tylko taka jest prawda, a po drugie nie praw mi kazań, bo od tego tu nie jesteś.
 Widzę jak przewraca oczami i przez dłużą chwile patrzy mi się głęboko w oczy.
- Wierzę w ciebie - oznajmia i mocno mnie przytula. - pamiętaj o tym - dodaję i wychodzi z mojego pokoju. Lekko zaszokowana kładę się do łóżka. Nie wiem dla czego, miewam takie chwile zwątpienia w swoje własne możliwości, strasznie mnie to irytuje. Lecz po rozmowie z Finnickiem czuję się trochę lepiej, potrzebowałam takiego dobrego słowa, chodź nie do końca są one prawdę to miło takich rzeczy po słuchać.
Nienawidzę, jak mam takie wybuchy, nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje. Postanawiam po ćwiczyć trochę, wykonuję serie brzuszków, przysiadów, dokładnie się rozciągam. 
Po kąpieli kładę się do łóżka, czuję się o wiele lepiej. Chwila słabości odeszła w zapomnienie, nie mogę sobie pozwolić na takie zachowanie. Od tej chwili, żadnych płaczu, smutnych wspomnień. Teraz liczy się tylko jedno.
Za wszelką cenę, wygrać Igrzyska.





piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 7

 Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale w ogóle nie mam czasu. Ostatnio wyjazd do Berlina i inne pierdoły, które uniemożliwiały mi odwiedzanie bloga. Mam już napisane kolejne 10 rozdziałów i z pomocą Justyny, która dzielnie sprawdza moje wypociny.
To zapraszam do czytania, krótkiego i mało ciekawego rozdziału.
___________________________________________
Po przyczepieniu kartki z numerem dystryktu do stroju, wchodzę do sali pełnej już trybutów. Następnie kobieta o imieniu Atala objaśnia nam zasady szkolenia. Nie wolno nam symulować bójek z innymi trybutami, do tego mamy wyszkolonych asystentów. Zauważam, że wiele osób uważnie mnie obserwuje. Jedni się uśmiechają, a jedni wyglądają, jakby mnie chcieli zabić wzrokiem. Wynika to pewnie z tego, że przyćmiłam ich na paradzie. Gdy Atala kończy odczytać stanowiska, idę potrenować strzelanie z łuku. Jestem zadowolona z tego, iż całkiem nieźle mi to wychodzi. Po kilku udanych strzałach, ruszam poćwiczyć wspinaczkę, kto wie jaka arena nas czeka. Przyznam szczerze, że nie jest to taki łatwe. Zmęczona idę odpocząć przy stanowisku z węzłami. Znam kilka podstawowych, lecz przydałby się poznać kilka nowych.
- Witaj - słyszę głos zza pleców.
- Hej - odwracam się i widzę umięśnionego chłopaka
- Jestem Mick z jedynki, a ty to wiadomo, słynna Julites - mówi szeroko się uśmiechając.
- Co cię do mnie sprowadza? - pytam retorycznie, bo idealnie wiem o co mu chodzi.
- No tego, chciałabyś ze mną i pozostałą trójką sojusz ? - pyta.
- Jasne - odpowiadam.
- To chodź do nas - mówi i obejmuje mnie, co bardzo mnie irytuje
- Patrzcie kogo przyprowadziłem - zwraca się Mick do grupki siedzącej na ławce.
- Jestem Blanca, a to Nicole i Will z dwójki - mówi i wskazuję wysportowaną dziewczyną wygląda na mój rocznik, ale może się mylę. Chłopak ma około czternaście lat, na pozór wygląda przeciętnie, lecz kto wie jakie ma umiejętności. Sama Blanca ma pewnie z siedemnaście lat, jest wysoką brunetką. Na pewno będzie groźnym przeciwnikiem, nawet jeśli teraz zawrzemy sojusz, to i tak nie zmienia faktu, że będziemy prędzej czy później go zerwać i się pozabijać.
- W czym jesteście dobrzy? - pytam.
- Ja w strzelaniu z łuku, lecz zauważyłam, że ty też jesteś dobra - mówi Nicole.
- A ja całkiem sobie radzę z oszczepami i toporami - dodaję Will.
- A my z Blancą, specjalizujemy się w walkach wręcz - mówi Mick.
- A ty? - pyta mnie zaciekawiona Nicole
- Szybko biegam, dobrze rzucam nożami, w miarę sprawnie się wspinam i jak wcześniej mówiłaś potrafię strzelać z łuku. - chwalę się
- No to chodźmy do stanowiska z nożami - mówi Blanca. Pewnie chcę mnie sprawdzić, czy moje słowa nie są puste. Lecz ja jej udowodnię, że ma się czego obawiać w przyszłości. Pokazuję im jak rzucam, dobrze mi idzie kilka razy udało mi się trafić w środek. Dla popisu robię salto w przód i rzucam celnie w tarcze.
- Genialnie! - mówi Mick, a reszta sojuszników klaszcze. Widzę jak pozostali trybuci patrzą na mnie ze strachem. I o to chodziło. Następnie udajemy się sali obok na wspólny posiłek. Wszyscy razem zasiadamy i delektujemy się różnymi smakołykami. Jak na zawodowców wydają się całkiem sympatyczni. Wiem, że to mogą być tylko pozory, ale na razie się nad tym nie zastanawiam. Rozmawiamy o strategii na igrzyskach, staramy się parę rzeczy ustalić, warto się już przygotowywać.
- Julites, ty szybko biegasz, więc mogłabyś gonić tych co będą od razu uciekać, weźmiesz broń i od razu będziesz za nimi biegła. Co Ty na to? - mówi szeptem Blanca.
- No dobra – odpowiadam.
- Ja z Mickiem i Will'em będziemy przy rogu, a z tobą też może uczestniczyć w sumie Nicole, też szybko biega, będą większe szanse, że ich wyłapiecie. Gdy się ściemni, rozpalimy ognisko abyście mogły nas znaleźć. - tłumaczy Blanca.
- No to tak: ja z Julites będziemy w teranie, a wy przy rogu, zgarniecie łupy i wszyscy spotkamy się na kolacji. - podsumowuje Nicole
- Zgadza się - mówi dotąd milczący Will.
- Nie oszczędzajcie nikogo - dodaję Mick. Po posiłku wracamy na sale i zmierzamy teraz poćwiczyć trochę teorię. Udajemy się do stanowiska z roślinami, które można spotkać na różnych ternach, uczymy się je rozpoznawać i rozróżniać je od trujących. Zaciekawia mnie kwiatek wyglądający jak agrest, lecz jest całkowicie bezbarwny rośnie przy drzewach. Jedna kropla soku z tej rośliny a śmierć jak gwarantowana. Następnie uczymy się rozpalać ognisko bez użycia zapałek, budować szałasy oraz zastawiać wnyki na zwierzęta jak i na ludzi. Obserwuję innych trybutów, nie są obdarzeni praktycznie żadnymi zdolnościami, co po nie którzy ledwo utrzymują łuk w ręku. Zauważyłam, że sporo osób dziś nie przyszło na zajęcie, nie miałam okazji po obserwować dziewczyny z siódemki. Jestem pewna, że coś się za tym kryje.
 Równo o 19 odbiera mnie z treningu Brites. Zadowolona oznajmiam jej, że mam szanse.

piątek, 10 maja 2013

Rozdział 6

Przepraszam za moją nie obecność. Próbowałam znaleźć betę ale z marnym skutkiem...
Mam pewien pomysł aby zorganizować zlot fanów Igrzysk w Warszawie. Fajnie by było jakbyśmy wszyscy poszli na kolejną część Igrzysk do kina. Piszcie po swoich blogach o tym, zgarnijmy wielką ekipę.
 Wiem wiem, że jest jeszcze dużo czasu, ale pomyślcie o tym ;3
Chętnie z Wami o tym popisze.
Oto mój e-mail : vszyszka5@gmail.com
+ potrzebuję kogoś kto mi pomoże zmienić trochę oprawę graficzną na blogu :)
Miłego czytania ;)
_____________________________________________________
Wszędzie jest ciemno. Nie wiem w którą stronę mam iść. Wiem tylko jedno, on chcę mnie zabić. Teraz ukazała się jego prawdziwa postać. Biegnę przed siebie, zaczyna braknąć mi tchu. Opieram się przy starym drzewie, nie mija chwila, a za drzew ukazuję się on..
- Nie dostaniesz mnie ! - krzyczę
W blasku nocy dostrzegłam jego brązowe śliniące oczy, są pełne nienawiści...
Biegnę...
Brakuje mi sił, upadam.
***
Przebudziłam się nad ranem, próbowałam jeszcze trochę pospać, lecz z marnym skutkiem. Rozmyślam cały czas o tym dziwnym śnie. Przed kim mogłabym uciekać ? Powinno być na odwrót, ten ktoś powinien uciekać przede mną, to ja mam być tą którą ma się każdy bać. Może mam za wysokie mniemania osobie ? Możliwe, ale takie rozumowanie, pozwala mi na duchowe opanowanie i logiczne myślenie. Jeśli mam wygrać, muszę uzbroić się w żelazną minę to tak złej gry. Nie mam innej opcji, żaden sen nie może tego zmienić.
Nie potrafiąc leżeć bezczynnie wzięłam krótki prysznic i przebrałam się w stój treningowy.
-Głodna jestem - myślę
Udałam się więc do salonu, poprosiłam awoksa aby przyniósł mi jajecznicę i herbatę. Przez pewien czas delektuję się ciszą i spokojem. Wyglądam przez okno, świat dopiero budzi się do życia, na ulicach nie ma nikogo, każdy jeszcze śpi. W czwórce o tej porze wyruszają kutry, kobiety wczesnym rankiem zbierają wodorosty białe, które o świcie oddaje nam morze
 Moje myśli kierują się ku domu, rodzinnie, wolności, lecz przerywa mi to Finnick. Jestem zła, ponieważ chciałam trochę spędzić czasu sama, ale niestety teraz będę zdana na towarzystwo mentora. Patrzę na niego spod łba, lecz on nie przejmując się tym pyta:
- Też nie możesz spać?
- Mhm.- przytakuję, widząc, że awoks przynosi mi śniadanie mówi:
- To zjem coś z tobą - dodaję i prosi o owsiankę z owocami
- Fuu, owsianka- krzywię się.
- Nie lubisz? - pyta śmiejąc się.
- Nie cierpię, pamiętam jak byłam mała codziennie robiła ją mama. Jak nie widziała przekładałam ją do miski brata. Wolałam być głodna niż jeść te paskudztwo - wyznaję.
- Głupoty gadasz, owsianka nie jest taka zła. - zaprzecza
- Nie znasz się - odpowiadam obojętnie.
- Coś humorek nie do pisuję - mówi mentor.
- Nic ci do tego - syczę, nie zważając na moją obojętność, Finnick zagaduję mnie na różne tematy. Tak mnie wciągnął w rozmowę, że przez kilka godzin rozmawiamy o bezsensownych rzeczach. O tym jak kiedyś bawiąc się stłukłam sobie kolano tak mocno, że musieli czymś dziwnym je zaszywać  i do tej pory mam bliznę, o tym jak uwielbiałam całymi dniami patrzeć się w morze. A Finnick wyznaję mi, że ma słabość do czekolady, więc zamawiamy dwa duże kubki pełne gorącego czekoladowego napoju.
- Nie wyglądasz na osobę, która lubi słodycze
- A ty nie wyglądasz z pozoru na sympatyczną dziewczynę - odgrywa się.
- Wiesz, to tylko pozory, nie każdy taki wiele o mnie wie - mówię.
- Uwierz mi o mnie tez, mało  kto wie, w świecie w jakim żyje nie można sobie pozwolić na zwierzenia, bo prędzej czy później zostanie wykorzystane to przeciwko tobie.  Mam nadzieje, ze wiesz o co mi chodzi.
Doskonale wiedziałam, co ma na myśli. Mianowicie jeśli ktoś zrobi coś co nie będzie pasowało władzom, to oni zrobią wszystko aby osoby na którym najbardziej ci zależy cierpiały, nie raz widziałam i słyszałam o takich przepadkach w czwórce. Rzadko się one zdarzały, iż w czwórce mieszkają bardzo porządni ludzie, ale również presja jaka wywierają na nas, także robi swoje. 
Przytakuje Finnickowi, który wyraźnie zauważył o czym rozmyślam. 
- Jak samopoczucia przed treningami?- pyta mentor.
- Wyśmienite - śmieje się. Rozmowę przerywa Brites, która chcę na osobność porozmawiać z Finnick'iem. 
- Kochanie, idź do pokoju uczesz się, za piętnaście minut zaczyna się trening. - oznajmia mi. Wychodzę z salonu, lecz nie zamierzam iść do pokoju. Dyskretnie ukrywam się za rogiem i podsłuchuję o czym rozmawiają.
- Nie chcę trenować, jasno mi oznajmił, że tego nie potrzebuje - mówi szeptem oburzona Brites.
- Jak nie chce to nie, pójdzie tylko na indywidualne testy - odpowiada lekceważąco mentor.
-Proszę, porozmawiaj z nim. Przyda mu się kilka umiejętność z przetrwania a bez tego jest bez szans - upiera się Brites.
- No przecież to wiem, rozmawiałem z nim wielokrotnie. Obrał taką taktykę to niech się przy niej trzyma, to jego życie a nie nasze. Jeśli tego nie rozumie, to sam traci - odpowiada zniecierpliwiony.
- Ale tu chodzi o nią ! - krzyczy Brites.
- Uspokój się do jasnej cholery ! Nie tu nie chodzi o nią, tu chodzi o jego głupotę a ja jej nie popieram. - odpowiada wkurzony mentor. Widzę, że ma zamiar już wychodzić, więc szybko ruszam do swojego pokoju. Czegoś tu nie rozumiem, czemu Karls nie chcę się ćwiczyć  na treningach? Tylko skończony idiota odmówiłby lekcji przetrwania, jeśli wie, że za kilka dni umrze. Właśnie, może on chce umrzeć bez walki ?  W sumie to mi na rękę, że Karls nie chcę ćwiczyć, jeszcze łatwiej będzie mi go pokonać. Najbardziej zastanawia mnie to czemu Brites wspomniała o mnie. Co takiego zrobiłam... Ale dobra, to nie moje sprawy.
Słyszę wołanie, Brites, że trzeba już iść. Windą zjeżdżamy na podziemie naszego budynku, gdzie udajemy się na sale treningowe. 
- Pokaż na co Cię stać - mówi cicho Brites i klepie mnie po ramieniu.
- Jasne - odpowiadam skupiona.

Serdecznie polecam