poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 17

-Zapomniałabym, masz to dla ciebie, żeby ci przypominało dom- Niki daje mi mój naszyjnik z lilą, który miałam podczas Dożynek. Ten drobny gest dodaje mi niezwykłej energii do walki o swoje życie. Wkładam go do małej wewnętrznej kieszonki kurtki, żeby był blisko mnie.
Wchodzę do tuby przez chwilę widzę jeszcze stojącą Niki trzymającą uniesione kciuki do góry, lecz teraz jest już tylko ciemność. Czuje świeże powietrze, ale nic nie widzę z pewnością jestem już na arenie. Momentalnie zapalają się pochodnie, które otaczają trybutów stojących na podestach dookoła Rogu Obfitości. Róg jak co roku, to metalową konstrukcją, jest bardzo dobrze oświetlony znajduje się może sto metrów ode mnie. Na pierwszy rzut oka wygląda jakby nic w nim nie było, wytężam wzrok i dostrzegam coś odbijającego blask pochodni, domyślam się, że są tą noże bądź miecze. Uważnie się rozglądam, za mną z tyłu zauważam góry, są bardzo wysokie, reszta areny to chyba pole. Nie wiem. Praktycznie nic nie widzę, mój zasięg wzroku jest bardzo ograniczony przez ciemność.. Jest to dziwne, gdyż Igrzyska były planowane na godzinę czternastą a tu jest noc, to  na pewno sprawka organizatorów, myślę.
- Panie i panowie sześćdziesiąte siódme Igrzyska uważam za otwarte!- słyszę głos spikera. Pojawił się na ciemnym niebie zegar odmierzający czas do rozpoczęcia.
Sześćdziesiąt sekund...
Muszę biec do rogu zdobyć broń, będę pierwsza, tego jestem pewna.
Pięćdziesiąt sekund...
Karlsa zabiję zaraz jak dobiegnę... Na pewno zdążę.
Trzydzieści sekund...
Uśmiecha do mnie pełna determinacji Nicole.
Dziesięć sekund...
Niech się to już zacznie.
Jedna sekunda...
Słyszę gong, biegnę ile sił w nogach. Ramię w ramię biegnie ze mną jakiś trybut, nie mogę się powstrzymać.  Biegnąc rzucam mu się na szyje, skręcając mu kark, tak jak robiłam to podczas treningów. Praktyka zamieniła się w czyny. Pada martwy na ziemie a ja jestem już przy Rogu. Chwytam noże leżące na ziemi i rozglądam się za innymi, nie dostrzegam Karlsa, nie tracąc czasu atakuję innych. Rzucam nożami w tych, którzy próbują jeszcze uciec albo ich śmiertelnie raniłam albo za nie długo zginą wykrwawiając się na śmierć. Pokładam jedną dziewczynę, która próbowała mnie zaatakować, strasznie się miota, ale jestem od niej znacznie silniejsza, automatycznie podrzynam jej gardło. Jej krew tryska mi na twarzy, która od razu zasycha i nie przyjemnie drażni mi skórę, nie mam czasu aby dokładnie to usunąć. Czujnie się rozglądam za Karlsem, lecz teraz przechodzi mi przez myśl, że po prostu uciekł tak jak znaczna część trybutów. Widzę jak Blanca zadaję ciosy jakiemuś chłopakowi a Nicole mocuję się dziewczyną z Siódemki. Nie mogąc na to patrzeć rzucam nożem w stronę siódemki raniąc jej nogę innej możliwości nie było gdyż mogłabym zranić Nicole. Dziewczyna od razu ucieka wyraźnie kulejąc mam nadzieję, że nie długo zginie. Przy Rogu jest już tylko mój sojusz, rzeź trwała bardzo krótko albo mi się tak tylko wydaję.Właśnie przyszli Mick i Will, którzy gonili uciekających trybutów. Plan się zmienił, lecz i tak jestem zadowolona, smuci mnie tylko fakt, że nie zabiłam Karlsa, jestem jednak pewna, że jego śmierć jest tylko kwestią czasu. Przechadzam się licząc ofiary i sprawdzając czy przypadkiem ktoś nie przeżył. Słyszę ochrypłe kaszlnięcie nie daleko mnie, na brzuchu leży zakrwawiona dziewczyna.
- Nie zabijaj mnie! Błagam!- szepce ostatkiem sił, jej kurtka jest przesiąknięta krwią, zostały jej minuty.
- A co mam zrobić, zagrać z tobą w karty? -śmieję się.  Przypominam sobie ostatnie słowa Finnicka mam zrobić show. Biorę ją od tyłu za włosy i rozglądam się za kamerami. Trzymam ją mocno i dobywam noża i zastanawiam się jak tu zadowolić widzów. Przesuwam ostrzem noża po jej policzku, po którym spływają łzy.
- Proszę- słyszę jej cichy głos, po którym zadaję jej śmiertelny cios. Odwracam się i z obojętną miną odchodzę, mam nadzieję, że ta scena się im spodobała.  Podchodzę do sojuszników, siadam obok Nicole.
-Jesteś ranna? - pytam.
- Lekko mnie drasnęła - odpowiada wyraźnie zmęczona.
- Doliczyłam się siedmiu poległych- mówię do reszty.
- Ja z Mike zabiliśmy jeszcze trójkę- odpiera Will.- Oprócz paru drzewek, to mamy tu tylko polanę, nie zaciekawię to widzę.
- Liczę, że górami będzie jakieś jezioro czy chociażby jakaś mała rzeczka- dodaję Mike.
- Jest mało jedzenia, kilka bochenków chleba, paczek z suszonymi owocami i bekonem i parę butelek wody. Trzeba zastawić wnyki- oznajmia  Blanca.
- A co ze sprzętem?
- Są śpiwory, małe plecaki, bidony, zapałki, jakieś sznurki i pojemniki oraz komplety noży - odpowiada, dzielimy się po równo jedzeniem, przedmiotami i bronią. Każdy z nas liczy na pomoc sponsorów, gdyż z takim asortymentem długo nie przetrwamy.
 - Jak trochę odpoczniemy, pójdziemy w teren. Co wy na to? - proponuję, na co moi sojusznicy przystają. Rozpalamy duże ognisko z gałęzi, które są ułożone w głębi Rogu, mamy na nie spore zaopatrzenie. Każdy rozkłada sobie śpiwór, blisko ognia. Jest na prawdę bardzo zimno, do tego wiatr jest dość silny, już mam całe popękane dłonie i usta. Zeschnięta krew dziewczyny strasznie mi przeszkadza, lecz nie mam sumienia marnować na to wody, której i tak mamy mało. Staram się wydrapać ją, lecz z marnym skutkiem. W swoim plecaku mam trochę pożywienia, nie wiem czy zjeść coś teraz, czy poczekać na jakieś łupy. Ostatecznie głód zwycięża i łamię sobie kawałek chleba. Staram się nim delektować, przeżuwać dokładnie każdy kęs, ale jest taki pyszny, że trudno mi to przychodzi. Rozglądam się dookoła, zastanawiając się jak daleko są już zbiegli trybuci i gdzie się ukryli, przecież na polanie  trudno o kryjówkę, doliczając jeszcze do tego zimno i braku możliwości rozpalenie ogniska, chyba, że ktoś jest samobójcą i pokusiłby się na taki krok. Byłabym mu za to ogromnie wdzięczna. Ciekawe jakie atrakcje, urządzą nam organizatorzy. Co w tym roku dla nas przygotowali? Tego nie wiem, ale z pewnością się dowiem kiedy w niewystarczającym tępię będziemy się zabijać.
- Nie wydaję się wam to dziwne, że zastajemy arenę nocą?- pyta Nicole, leżąca już w śpiworze parząca w niebo. Również spoglądam w niebo, jest ciemne, bez żadnej gwiazdy czy chmury.
- Do czego zmierzasz? - odpowiada pytaniem na pytanie leżąca na plecach Blanca.
- Że na tej arenie nie zastaniemy dnia- odpowiadam za nią.




_______________________________________________________________

Witajcie!
Arena! Ciemna, zimna i przesiąknięta krwią trybutów. Może nie koniecznie moim konikiem są opisy, ale mam nadzieję, że wyobraziliście sobie mniej więcej ją.

Hmmmmm za niedługo Wigilia i to jest właśnie taki prezent ode mnie dla Was w postaci tego rozdziału.
Chciałabym również życzyć Wam wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i czego sobie tam chcecie. ;d
Ja swoją przygodę z Igrzyskami właśnie zaczęłam w Wigilie, kiedy pod choinkę dostałam pierwszą część trylogii i były to dla mnie najlepsze święta! ;)
Jak ten rok szybko zleciał :o
A no i życzę Wam, aby rok 2014 był znacznie lepszy od tego, żebyście byli zawsze uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do życia.


Myślę, że rozdział pojawi się już po nowym roku. ;>

Pozdrawiam cieplutko.
 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 16

Trzynaście godzin do rozpoczęcia Igrzysk.

Leże nie spokojna na łóżku patrząc w niedostępnym punkt za oknem. Jest to moja ostatnia noc przed Igrzyskami, ostatnia bezpieczna noc. Nie mogę usnąć, cała jestem podniecona i pełna dziwnych emocji, które się kumulują we mnie. Robi mi się gorąco, idę do łazienki i ochładzam się zimną wodą, na razie musi mi to pomóc. Chodzę bezczynnie po pokoju nie wiedząc co ze sobą zrobić. Wpadam na pomysł napisania listów do najbliższych mi osób, z szuflady wyjmuję kartki i długopis.


Kochani rodzice!
  Chcę Was za wszystko przeprosic, nie mieliśmy ze sobą najlepszych kontaktów. Żałuję, że tak mało miłych chwil spędziliśmy razem.
 Mam nadzieję, że ten list nie będzie musiał do Was trafić a jeśli tak jest to pamiętajcie, że Was zawsze kochałam...

Carline...
Chcę Ci tylko napisać, że dziękuję za wszystko. Za wszystkie spędzona chwile, za te lepsze i gorsze. za wszystkie. Za to, że potrafiłaś mnie wysłuchać, nakrzyczeć gdy robiłam źle, za Twoje zawsze dobre rady. Za to, że nigdy mnie nie opuściłaś gdy Cię potrzebowałam...
A teraz przyszło mi się żegnać, niestety.
Dziękuję...
J

Mój Drogi Matey...
  Nie wiem jak Ci to napisać. Byłeś mi najbliższą osobą. Bez słów mnie rozumiałeś, widziałeś co mi jest, Mimo tego, że przed moim wyjazdem nasza relacja ucierpiała i, że nie zdążyłam Ci powiedzieć wszystkiego... Odpowiednio się pożegnać, w sumie nie wiem czy potrafiłabym bym to zrobić. Przerosło by mnie to, nie mogłabym Ci spojrzeć w oczy, w te dobre oczy i powiedzieć "żegnaj". Nie. Nie umiałabym. Napisać jest łatwiej, znacznie łatwiej. Zastanawiam się dlaczego nigdy Ci tego nie powiedziałam, może się bałam? Nie wiem sama czego, przecież mówiliśmy sobie wszystko, ale te słowa nigdy nie przebrnęły mi przez gardło i teraz tego żałuję. Nie wyobrażasz sobie jak.
Kocham Cię.


Więcej nie dam rady napisać i tak mnie to tyle kosztuję. Za bardzo boli to, że oni są tam, tam w Czwórce. A ja za parę godzin będę nie wiadomo gdzie walczyć o swoje przetrwanie. Czemu ten cholerny świat taki jest?!
Zapakowuje listy do kopert i kładę na bladzie. Nie wiem po co te listy piszę, to idiotyczne. Poirytowana  biorę już koperty aby ja podrzeć, lecz nie robię tego, coś mnie zatrzymuję. Lepiej być zabezpieczony na każdą ewentualność.  Przeszywa mnie teraz nie miłe uczucie takie, że jeśli nawet wrócę do domu to wszystko się zmieni. Nie będą tą samą Julites.
Słyszę dobiegające głosy z korytarza,  cicho uchylam drzwi i nasłuchuję rozmowy.
- Masz trzymać się planu, rozumiesz?
- Wiem...
- Jak nawalisz to nie wiem co będzie, cały scenariusz jest ustalony i wystarczy się tego tylko trzymać..- słyszę gniewny głoś Finnicka.
- Nie musisz mi tego cięgle powtarzać, doskonale wiem co mam robić- rozpoznaję głoś Karlsa. O co chodzi? Nie mam pojęcia, dlaczego o tak późnej porze urządzają sobie nocne pogawędki. A może...
Nie to nie możliwe, nie zrobiłby mi tego. Gryzę swoją pięść, aby nie wybuchnąć i wyładować emocję.
- Wszystko ma się udać- podsumowuję Finnick i słyszę zamykające drzwi. Niczego nie rozumiem, czyżby mój mentor byłby aż tak zakłamany i trzymał stronę Karlsa? A ja myślałam, że... Widać już Igrzyska mieszają mi w głowie. Julites, weź się w garść za nie długo będziesz zwyciężczynią! A jeśli ktoś chcę mi pokrzyżować plany? Nie, mam sojuszników. Dam radę, startuję na bardzo dobrej pozycji. Karls zginie pierwszy. Taki jest plan.

                                                                                    ~.~
Trzy godziny do rozpoczęcia Igrzysk.

Budzi mnie wchodząca do pokoju Brites, oznajmiająca, że czas wstawać. Spałam bardzo krótko, lecz jestem na tyle rześka aby wykonać serie ćwiczeń, tak dla rozgrzewki. Następnie udaję się do łazienki, aby wziąć szybki, zimny prysznic. Wkładam pierwsze lepsze ubranie, bo i tak dadzą mi strój na arenę za nie długo. Biorę tylko listy i ruszam na śniadanie pełna entuzjazmu, mam wyjątkowo dobry humor. Przy stole jedzą już Karls i Brites. 
- Finnick odprowadzi cię do poduszkowca- odparła opiekunka. Kiwam głową i zabieram się do jedzenia. Zajadam się pyszną czekoladową kaszką i bułkami z rodzynkami są naprawdę dobre. Co raz krzyżują się moje spojrzenie z Karlsa, na co jak zwykle uśmiecham się kpiąco, już za nie długo będzie martwy, myślę. Gdy widzę, że chłopak wychodzi wyjmuje koperty i daje jej Brites.
- Chcę abyś to przekazała, jeżeli coś by mi się stało. Chodź szczerze wątpię, aby do czegoś doszło- uśmiecham się.
- Nie będę musiała tego robić, za nie długo ponownie się spotkamy- bierze mnie za rękę i również odwzajemnia uśmiech.
- Wiem- odpowiadam stanowczo. Wracam do swojego pokoju, mam jeszcze pięć minut dla siebie, lecz ta chwila mija tak szybko, że zaraz przychodzi do mnie Finnick mówiąc, że już trzeba iść. Wychodzę pewnym krokiem i  idziemy prosto do windy.  Chłopak uważnie mnie obserwuję, lecz ja unikam jego wzroku.
- Co ci jest ?- pyta mentor.
- Nie interesuj się- odpowiadam obojętnym tonem. Wchodzimy w tunel, który prowdzi na dach.
- Pamiętaj nie schodź za szybko z podestu a potem wiesz co robić- potakuję głową, doskonale wiem jakie mam zadanie- będziesz miała sporo sponsorów, niczego ci nie zabraknie. A ty w zamian zrób świetne show- oznajmia wesoło Finnick, tłumacząc pewnie moje zachowanie zdenerwowaniem.
- Jasne, przecież po to tam jadę- już chcę otwierać drzwi na zewnątrz, lecz przytrzymuję mnie mentor.
- Nie pożegnasz się?- pyta chłopak.
- Nie wiem co się tam wydarzy, a jeśli mnie zawiedziesz, to moja rodzina cię zniszczy- syczę, nie wiem dlaczego to mówię, bezsensu jest to zdanie, ale na kimś muszę wyładować emocje.
- Przestań- przytula mnie, na co ja go odpycham.
- Nie trzeba- odsuwam się.
Wchodzimy na poddasze, ostatni raz spoglądam na Finnicka i wsiadam do poduszkowca. Wchodzę do bardzo ładnego pomieszczenia, gdzie znajdują się dwadzieścia cztery granatowe fotele przeznaczone dla trybutów, którzy już siedzą na swoich miejscach. Siadam na rogu obok Nicole, która od razu się ze mną wita.
- Gotowa?- pyta.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- odpowiadam tak dobitnie, aby każdy mnie usłyszał. Reszta sojuszników kiwa ochoczo, wszyscy są nastawieni bojowo. Po wszczepieniu lokalizatorów, czeka nas godzinna podróż, przez całą drogę każdy milczy. Cały czas przygląda mi się dziewczyna z Siódemki, uważnie lustruje mnie wzrokiem na co ja odpowiadam jej słodkim uśmiechem. Zginie zaraz po Karlsie. Podróż dłuższy się nie miłosiernie, robią to chyba specjalnie przewożąc nas wszystkich w jednym poduszkowcu. Kto by pomyślał, aby ludzie, którzy za nie długo będą się zabijać trzymać w jednym miejscu. Domyślam się, że ma nas to jeszcze bardziej podkręcić, ale bez przesady. Szyby znacznie się przyciemniły to znak, że już jesteśmy blisko areny.
Po dotarciu na miejsce, w eskorcie strażników zostaje zaprowadzona do pokoju.  Te pomieszczenie jest specjalnie dla mnie nikt już z niego nie będzie korzystał, za kilka lat będą odwiedzać to miejsca Kapitolończycy. Dla nich każda arena to miejsce historyczne, podziwiają je i zwiedzają.
W pokoju czeka już na mnie Niki, witamy się serdecznie. Odwraca się i wyjmuje z szczelnie zapakowanego pudełka mój strój. Wyjmuje z niego bieliznę, cienki podkoszulek z małymi dziurkami, grubą bluzę, kurtką z kapturem, spodnie, rajstopy i buty. Wszystko jest w kolorze czarnym, gdy jestem już przebrana, Niki każe mi się przejść sprawdzając czy nic mi nie przeszkadza.
- Jak to dobrze, że masz czarne włosy- oznajmia. Czy to mam być wskazówka, myślę.
- Czemu?- pytam na co ona przytula się do mnie.
- To ci się przyda-szepce.


_________________________________________________

Witajcie!
Rozdział trochę chaotyczny, wybaczcie, ale chciałam go dodać szybko. Chodź i tak mam prawie dwu dniowe opóźnienie. Miałam lekki kryzys przez ten czas, ale już jest okej, wracam z nowym rozdziałem i pomysłami.
Kochani następny rozdział to już arena!
Cieszycie się? :D Bo ja przyznam szczerze, że bardzo. ^^

Czasami się zastanawiam czy mam cichych czytelników, takich, którzy są ze mną od początku, ale się nie ujawniają. Taka mała rozkmina...

Serdecznie polecam