środa, 16 lipca 2014

Rozdział 20

Bez zastanowienie uciekam zostawiając Siódemkę z tyłu, jeszcze ją dopadnę. Biegnę przed siebie ile sił w nogach, ale i tak chmara owadów jest coraz bliżej. Czuję ukłucia i nie przyjemne ciepło, które rozchodzi się po moim ciele. Dasz radę uciec, powtarzam sobie w duchu. Nie wiem ile czasu już biegnę, ale brak mi już tchu. Nie minęło parę minut a upadam i czuję chłód ziemi, chyba mi się udało. Owady zniknęły, ale to nie koniec moich problemów. Zostałam ukąszona i to kilkukrotnie, dotykam mojej łydki jest wyraźnie spuchnięta i strasznie mnie boli. Plecy, nogi, pokąsiły cały tył mojego ciała  Leże jak sparaliżowana na ziemi, nie wiedząc co robić. Czekam na śmierć. Nie, nie to nie może być koniec.... Nie teraz. Próbuje wstać, ledwo trzymam się na nogach. Strasznie boli mnie głowa, słyszę krzyk, wołanie o pomoc... Co się dzieję? Próbuję przejść kilka kroków. Nie daję rady, moje ciało staje się ciężkie... Upadam. Nie wiem ile czasu mija, ale jad coraz bardziej unieruchamia moje ciało z trudem poruszam palcami. Gdyby teraz ktoś tędy przechodził, byłabym łatwym celem. Nie myślę o tym, czuję jak odpływam....
 
                                                                            *
    Słyszę charakterystyczny trzask palącego się drewna, otwieram oczy i widzę rozpalone ognisko. Jestem w jakieś pieczarze, wejście jest wyłożone gałęziami... Bardzo dobra kryjówka, tylko co ja tu robię? Ktoś rozchyla gałęzie i wchodzi do środka z trudem wstaję i od razu rozpoznaję kto to.
Karls.
- Czy.....- zaczynam, ale on mi przerywa.
- Zanim zaczniesz zadawać pytania, posłuchaj mnie. Znalazłem cię prawie umierającą, dostałaś paczkę od sponsora z lekarstwem- wskazuję na strzykawkę- już ci ją zaaplikowałem zaraz powinno być ci lepiej. Nie chcę cię skrzywdzić. Proponuję ci układ.
- Co? Ja już mam sojusz- mówię.
- To dlaczego nie ma ich przy tobie?- odpowiada, przez dłuższą chwilę mu się przyglądam. Jego duże oczy bacznie mnie obserwują, nie widzę w nich tej dawnej nienawiści. Widzę w nich coś zupełnie innego...
- Nie wiem- odpieram po chwili. Lek zaczyna działać, moje powieki stają się coraz cięższe.  Zasypiam.
Otwieram oczy. Nie wiem ile czasu spałam, ale czuję się już bardzo dobrze, mogę normalnie wstać bez żadnego bólu.
- Już myślałem, że się nie obudzisz- słyszę znajomy głos, Karls podaję mi wodę.
- Skąd ją masz?- pytam, nie pewnie biorąc butelkę.
- Była w twoim plecaku- odpowiada, delikatnie się uśmiechając. Upijam kilka dużych łyków.
- Masz- podaję mu ją.
- Już piłem, tu nie daleko jest strumyk. Wbrew pozorom jest tu sporo jadalnych roślin, trzeba tylko dobrze szukać, a tak w ogóle to musisz coś zjeść- podaję mi kilka korzeni i liści, rozpoznaję te rośliny, więc spokojnie  biorę je do ust.
- Ile czasu spałam?
- Hmm. Może 4 dni? Trudno tu określić czas, jedyne co tu się da zaobserwować to jaśniejące niebo, już nie jest tak ciemno- to dobrze, funkcjonalnie w nocy jest strasznie uciążliwe. Ale z drugiej strony, może organizatorzy przez to planują jakąś nową atrakcję.
- Ile osób zostało w grze?- pytam.
- Osiem - odpowiada po chwili. Tylko albo aż osiem, już nie długo może się to wszystko skończyć, całe to cierpienie....
- Dziękuję, że się mną zająłeś, ale ja będę zaraz szła- mówię, uważnie obserwując jego reakcje.
- Dokąd?- pyta zaskoczony.
- Do Rogu Obfitości- odpowiadam stanowczo.
- Myślę, że już nie masz po co wracać.


                                                                          **
- Jak to? - mówię podniesionym głosem.
- Will nie żyję, a pozostali się rozdzieli, widziałem jak dziewczyna z Jedynki szła samotnie- odpowiada, Karls ma racje, nie mam po co wracać do Rogu, zostało już nas garstka. Na tym etapie sojusz nie jest już istotny. Może to i dobrze, że tak się stało nie chciałabym z nimi walczyć, przynajmniej nie teraz. Nie wiem sama co mam robić, wszystkie plany się posypały. Nie długo organizatorzy wymyśla kolejną atrakcje aby rozruszać zabawę.
Na jakim etapie stoję? Jestem w pieczarze z osobą, którą miałam zabić jako pierwszą. Mam tylko dwa noże, plecak a w nim wodę i trochę jedzenia. Po ukąszeniach nie ma już śladu, na czas dostałam po pomoc. Myślałam, że już nie mam sponsorów, a jednak. Karls. Nie wiem co mam o tym sądzić. Miał już nie jedną okazję by mnie zabić, nie zrobił tego. Pomógł mi, ale mogę to uznać za rekompensatę za to wszystko co było kiedyś. Nie chcę się go o to pytać teraz tutaj, bo wiem, że na pewno jesteśmy ciekawym wątkiem w Kapitolu i na pewno komentarzy Igrzysk bacznie obserwuję nasze poczynania, podając dogłębnej analizie nasze słowa i zachowania.
-Przekonałeś mnie, zostaję- uśmiecham się, chodź w duchu mam już plan działania. Chodzi tu tylko o jedno.
 
 
                                                                        ***
- Idę rozejrzeć, potrzebujemy jedzenia- mówię do chłopaka.
- Pójdę z tobą- proponuje, na co ja przystaję. Biorę swój plecak, upewniam się, że mam swoją broń i w ciszy wychodzimy z ukrycia na zewnątrz. Wiatr nie jest już taki ostry i drażniący, jest znacznie łagodniejszy i przyjemniejszy. Do poruszania się nie jest już potrzebna pochodnia, teraz wszystko już w miarę widać. Niebo jest szare tak jakby zaraz miało wyjść słońce. Dopiero teraz mam okazję przyjrzeć się arenie. Jestem w części gdzie dominują drzewa i krzewy, odnajduję kilka jadalnych roślin i wkładam je do plecaka. Po kilkunastu minutach marszu docieramy do strumyka, którym mówił Karls, Znajduję się on nie daleko góry, jesteśmy jakby po jej drugiej stronie jakby patrząc od Rogu Obfitości.
Woda w strumyku jest bardzo czysta, jeżeli Karls ją pił i żyję to ja też mogę. Jest słodka i zimna, uzupełniłam płyny jakie były potrzebne mojemu organizmowi i od razu znacznie lepiej się czuję. Nalewam na zapas do butelki i odchodzimy w dalsze poszukiwania jedzenia. .
Znajdujemy tylko korzenie i liście, chyba będziemy musieli zadowolić się tylko roślinami. W drodze powrotnej mam cały czas wrażenie, że ktoś nas obserwuję, może jestem przewrażliwiona. Zaciskam mocniej nóż w ręku, tak dla poczucia bezpieczeństwa.
Siedzimy przy ognisku w milczeniu, nie mamy potrzeby aby rozmawiać, bynajmniej ja nie mam. Karls co jakiś czas zerka na mnie, lecz gdy nasze spojrzenia się stykają zaraz odwraca wzrok.
Słyszę hymn Kapitolu, wychodzę na zewnątrz i patrzę w niebo. Dzisiaj nikt nie zginął, ale to nie jest istotne. Na niebie pojawia się Claudius Templesmith, zaprasza nas na ucztę.
- O godzinie dziesiątej- gdy to powiedział na niebie pojawia się zegar wskazujący godzinę szóstą- przy Rogu Obfitości będziecie mogli znaleźć wiele cennych rzeczy oraz najedziecie się do syta- kontynuuje uśmiechnięty Claudius.- Taka okazja może się już nie zdarzyć- podkreśla i znika z nieba, zostaję tylko zegar.
- Raczej na pewno skorzystam z takiej oferty- myślę, nawet nie zauważam kiedy pojawił się obok mnie Karls.
















___________________________________________________________________

Witajcie w wakacje! ;)
Wiem, że dawano mnie nie było, ale nie miała weny ten rozdział powstał z powodów moich wyrzutów sumienia, że aż tak bardzo zaniedbałam bloga. Mam nadzieję, że uda mi się to nadrobić.
Co do rozdziału, może pędzę z akcją, ale nooooo tak mi wychodzi no i co zrobić ;d.
Pojawił się w końcu Karls...... No i tyle w temacie.

Zamysł kolejnego rozdziału już jest, więc myślę, że nie długo powinien się pojawić. ;)

Miłych wakacji trybuci. ;)


P.S przepraszam za błędy, brak przecinków, źle sformowane zdanie i wgl ;>

2 komentarze:

  1. Na ruinach Stanów Zjednoczonych powstało państwo o nazwie Panem, w którym panował porządek i harmonia. Wszyscy mieszkańcy żyli w spokoju i beztrosce, nie martwiąc się o przyszłość...
    Błąd.
    Myśleliście, że to koniec brutalnej walki? Ha.
    Walka dopiero się rozpoczyna.
    Pewne dwie dziewczyny, obie odważne, ambitne i silne, muszą sobie nawzajem stawić czoła. Czy będzie to walka dobra ze złem? Czy nastoletnia Michelle, słynna Córka Kosogłosa, zdoła opanować piekło, które rozpętała niejaka White?
    Pamiętajcie, w Panem nie można ufać nikomu. Jesteście zdani tylko na siebie.

    http://maybe-one-day-world-will-be-different.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu znalazłam czas, by wpaść :>

    Trochę błędów jest, przymiotniki z "nie-" pisze się razem, -ę jest na końcu czasowników dla pierwszej osoby liczby pojedynczej, a -e trzeciej, trochę niepotrzebnych przecinków i ich brak w niektórych miejscach, chyba funkcjonowanie, nie "funkcjonalnie",
    "- Ile osób zostało w grze?- pytam.
    - Osiem - odpowiada po chwili. Tylko albo aż dziesięć" - nie rozumiem. tzn, ja to rozumiem tak, jakby łącznie z nimi zostało osiem, bo ona tak zadała pytanie, że to z niego wynika. po czym myśli: "aha, dziesięć". Powinnaś według mnie dodać coś tu w stylu "oprócz nas".

    Jedna uwaga: "*" ma za zadanie oddzielać tekst, jakieś fragmenty, czy sugerować, że akcja dzieję się jakiś czas później, czy coś w tym stylu. Uważam, że w tej rozmowie użyłaś tego zupełnie niepotrzebnie. Chciałaś zrobić jakiś efekt niepewności, zaskoczenia? jeśli tak, powinnaś po prostu przenieść to do następnego rozdziału

    "komentarzy" czy komentatorzy? :) "Idę rozejrzeć"... się?

    Rozdział ciekawy, czekam na ucztę licząc po cichu na jakąś rzeź :> lub jakiś genialny zwrot akcji ^_^ ciekawe, co z tym Karlsem... błagam, tylko nie rób żadnych miłostek! ;>
    Pozdrawiam! :D
    Weny!

    OdpowiedzUsuń

Jestem ciekawa Waszej opinie, więc proszę o komentarze.

Serdecznie polecam