sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 21

-Nie muszę cię nawet pytać czy idziesz- staję obok mnie Karls i spogląda w niebo.
- A ty idziesz?- pytam i zerkam na chłopaka. Stoi wyprostowany z rękami w kieszeni uważnie mnie obserwując. Wygląda na zdeterminowanego jest żądny wygrany, wiem to.
- We dwójkę mamy większe szanse na przeżycie- mówi. Nie rozumiem go, zamiast mnie zostawić i pójść w swoją stronę on cały czas tu jest. Z drugiej strony czemu ja tego nie zrobiłam? Muszę odłożyć na dalszy tor swoje plany, teraz liczy się aby dobrze wykorzystać ucztę. - Odpowiadam mu skinieniem  głowy i wracam do jamy. Siadam przy ognisku, mam jeszcze chwilę aby się odprężyć przed wyprawą do Rogu Obfitości. Tu gdzie teraz się znajdujemy, wątpię aby znajdował się jakiś trybut. Zastanawia mnie w jakiej są kondycji. Mike, Nicole i Blanca mają broń i jedzenie pewnie też chodź teraz gdy się rozłączyli już nie są tak dobrzy jak przedtem jednak nie mogę ich lekceważyć. Siódemka jeżeli przeżyła ukąszenia owadów, to na pewno jest osłabiona. Chyba, że dostała lekarstwo lub znalazła jakąż leczniczą roślinę. Została mi jeszcze dwójka trybutów, których nie znam. Nie wiem w jakiej są kondycji i jakim asortymentem dysponują. Tego przekonam się za kilka godzin.
Zegar pokazuję godzinę ósmą, więc postanawiamy z Karlsem wyruszyć wcześniej aby zapoznać się z sytuacją.
Wydawało mi się, że Róg  jest blisko naszego obozu. Myliłam się. Mamy do pokonania kilka kilometrów. Po drodze zjadamy kilka znalezionych roślin oraz uzupełniamy wodę. Przez ten cały czas milczymy. Karls ubezpiecza moje tyły, a ja z przodu uważnie obserwuję teren nasłuchując chodź by najmniejszego szelestu. Gdy zbliżamy się do Rogu zegar pokazuję dziewiątą, wypatruje dobrego miejsca do obserwacji. W końcu ukrywamy się wśród krzewów mając cały Róg na widoku. Jak na razie nikogo nie widzę ani nic szczególnego się nie dzieję. Pozostaję nam tylko czekać. Czuję lekką adrenaliną gdy pomału zbliżamy się do godziny dziesiątej. Kilka minut przed tą godziną niebo znacznie jaśnieje ma teraz kolor błękitu, widzę teraz wszystko wyraźnie co znajduję się dookoła. Przy Rogu z poduszkowca pojawiają się dwa duże  stoły, jeden wypełniony jest po brzegi jedzeniem, a na drugim znajduję się jakieś przedmioty i  plecaki po jednym dla każdego z dystryktów. Wybija godzina dziesiąta. Zauważam dziewczynę biegnącą w stronę stołów.
-Będziesz mnie osłaniał- mówię do chłopaka, zaciskam nóż i biegnę w jej stronę. W tym samym czasie pojawiają się kolejni trybuci. Biegnę w stronę Rogu, widzę, że dziewczyna ucieka. O nie moja droga nie uciekniesz, myślę. Doganiam dziewczynę i rzucam się na nią. Jestem od niej większa, więc bez trudu ją obezwładniam zadając śmiertelny cios. Huk armaty oznajmia jej śmierć. Szybko rozglądam się czy ktoś jest za mną. Nie. Przy stołach trwa zajadła jatka. Siódemka walczy z jakimś chłopakiem, a Nicole z Mikem. A gdzie jest Blanca? Odpowiedź na to pytanie zaraz przychodzi, dziewczyna biegnie w moją stronę. Zaciskam w obu rękach noże czekając aż dobiegnie.
Próbuje się na mnie rzucić, lecz szybko robię unik starając się zadać jej cios w bok. Stajemy teraz ramię w ramię patrząc sobie w oczy.
- Witaj kochana- mówię słodkim głosem, czekając na jej ruch.
- Czekałam długo na ten moment- odpowiada a jej głos jest przesycony jadem.
- Czekałaś tak długo aż cię zabiję?- śmieję i staram się ja powalić, jednak jest dość silna. Jedynie udaję mi się ranić ją w biodro. Blanca jedynie cicho jęknąła i odpiera mój atak popychając mnie na ziemie a przy tym raniąc mnie w ramię. Na szczęście pod wpływem emocji ból da się wytrzymać i próbuję zadać jej kolejne ciosy. Wszystko trwa sekundy. Momentalnie pluję na mnie krwią i upada na ziemie z nożem centralnie w szyi. To Karls, jest kilka metrów ode mnie. Kolejne dwa wystrzały armat oznajmiają śmierć. Rozglądam się widzę jak Siódemka ucieka w las. Staram się ją dogonić jednak jest za daleko, znowu mi uciekła. Podchodzę do stołów, tuż pod nim leży cała we krwi Nicole. Czuję ukłucie w sercu, coś we mnie pękło. Najchętniej przytuliłabym się do niej jednak nie mogę, muszę zachować pozory. Staję obok mnie Karls również jest ranny.
- Kto?- pytam wskazując na jego ranę na biodrze.
- Mike- domyślam się czemu go nie zabił. Bo uciekł i uratował mnie.
Zostajemy sami przy Rogu. Podchodzimy do stołu pełnego jedzenia. Przez moment zastanawiam się czy nie jest zatrute. Jednak głód zwyciężył i po chwili raczę się pyszną nóżką kurczaka w chrupiącej panierce. A po nim rękami zjadam potrawkę z królika, kilka słodkich bułek i wszystko to popijam sokiem. Śmieję się sama do siebie, na co Karls się dziwnie na mnie patrzy. Chyba wariuje, ale po posiłku jestem taka pełna energii. Tego było mi trzeba.
- Nie ma co iść dalej, zostańmy tu- proponuję, oddalamy się tylko na chwilę aby poduszkowce mogły zabrać ciała.
Na tym etapie Igrzysk nie musimy już się ukrywać, jeżeli ktoś będzie chciał nas odwiedzić to proszę bardzo, jestem na to gotowa. Na drugim stole mamy broń, śpiwory, plecaki i inne drobiazgi.
Karls opatruję mi ranę, na szczęście nie jest tak głęboka, jego też nie wygląda na groźną.   Rozkładam śpiwór i siadam na nim obok Karlsa. Rozglądam się dookoła, teraz gdyż jest już jasno mogę wszystko uważnie obejrzeć. Nie daleko Rogu rozciąga się pasmo gór, po drugiej stronie jest gęsty las a tuż zaraz rozpościera się łąka. Jest też znacznie cieplej na tyle, że mogę zdjąć kurtkę. Wiatr jest teraz łagodny i przyjemny, który pozwala spokojnie odetchnąć.
Na niebie pojawia się godło Kapitolu oraz zdjęcia poległych. Blanca, Nicole i dziewczyna z Ósemki. Pozostała nas tylko piątka. Nie wiem dlaczego czuję dziwną pustkę, nie podoba mi się to uczucie. Rozmyślam o Nicole. Pamiętam jak przed Igrzyskami przyszłam do niej do pokoju gdzie rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym zajadając  się czekoladę, śmiejąc się.. Jej uśmiech był taki ciepły a ona cała była taka pogodna.. A teraz jej po prostu nie ma.. Czuję, że piekę mnie oczy, nie, nie mogę teraz pokazać słabości. Nie w tym momencie.
Spoglądam na chłopaka, który od pewnego czasu mnie obserwuje, tak jakby nie mógłby czegoś rozwiązać.
Nie wiem czy dobrze robię, ale muszę w końcu zadać mu to pytanie...


__________________________________________________________________
Witajcie po dłuuuuuugiej nieobecności.
Większość już zapomniała o moim blogu, a tym co jeszcze o mnie pamiętają dziękuję za wytrwałość.
Ciężko było mi się zebrać do napisania czegokolwiek. W końcu ten rozdział wyszedł spontanicznie, co macie okazję zauważyć.
Przepraszam, że nie dodaję regularnie rozdziałów i nie chcę Wam obiecywać, kolejnego rozdziału w najbliższym czasie, bo ja wiecie dobrze mi to nie wychodzi.
Podoba Wam się ten rozwój akcji, hmm?
Jestem już po Kosogłosie i jestem nadal taka podekscytowana, a Wy?

+ standardowo przepraszam za błędy ;<
Pozdrawiam ;)

Serdecznie polecam