niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 18

- Nie możliwe- kręci głową Will.
- A jak myślisz po co rozpoczynają Igrzyska nocą?- pyta lekceważąco Nicole.
- Żeby było trudniej- dodaje Blanca, w jej głosie czuć agresje połączoną z bezradnością co mnie zadziwia u niej. Czyżby bezwzględna Blanca podupadała na samym początku? Nie, niemożliwe.  
- Ale przecież to się nie układa w logiczną całość. Po co mają nam utrudniać zabijanie? Chyba powinno być odwrotnie, powinni nam to ułatwiać- odpiera Mike uważnie nad tym rozmyślając.
- Może i tak- przytaknęłam, nie chciałam wyrażać swoje opinii. Gdyż przecież to wiadome, że chodzi tylko i wyłącznie o show. W ten sposób będzie ciekawiej, tylko dookoła rogu są pochodnie. A z racji tego, że to my okopujemy tę część areny, inni trybuci mają znacznie trudniej. Po pierwsze nie wierzę, że nie jest im zimno. Mimo tego, że mamy grube ubranie to i tak chłód wdaję się we znaki. To logiczne, że rozpalą ogień i będą dla nas łatwym celem. Po drugie funkcjonowanie po ciemku jest bardzo uciążliwe, więc widzowie będą mieli sporo uciechy.
 Nagle słyszymy huk armat, co zrywa nas na równe nogi.  Każdy jeden wystrzał oznacza jednego poległego, nie pomyliśmy się, zginęło dziesięć osób. Teraz za każdym razem jak ktoś zginie będziemy słyszeli ten wystrzał.
- Będziemy tak siedzieć, czy idziemy na polowanie? - pytam, dobierając nóż, który idealnie dopasowuję się do mojej dłoni.
- I tak muszą zabrać ciała- mówi Will.
- Ktoś musi zostać na warcie, Mike zostaniesz?- proponuję, na co on przystaję.
Podążamy w stronę lasu, bezsensu byłoby iść w stronę gór. Chodź i tak mogę się założyć, że za górami na pewno jest dalsza część areny, na której mam obawy, że udają się uciekinierzy spod rogu. Kto wie może właśnie tam podąża Karls?  Lecz wyprawę tam zaproponuję za jakiś czas.   Każdy z nas oprócz broni trzyma w ręku pochodnię, oświetlając sobie drogę.  Las jest bardzo gęsty, pełny dziwnych wysokich drzew , których nigdy w życiu nie spotkałam. Nie które może bym rozpoznała z treningów, ale teraz to nie istotne. U ich podnóża rosną różne małe krzewy z kolorowymi liśćmi, które wydają mdlący zapach. Rozglądam się uważnie za jakimiś jadalnymi roślinami, lecz niczego nie dostrzegam. Jednocześnie uważnie się wsłuchuję, niestety w lesie panuje absolutna cisza, jedynie słyszę szum liści porywanych przez szalejący wiatr, zrywający się, co jakiś czas. Nie ma tu także żadnych zwierząt, liczyłam chociaż na jakąś małą wiewiórkę, którą można byłoby upiec na ogniu. Próbuję dopatrzeć się choćby światełko w oddali, coś co mogło dać nadzieję, że właśnie tam jest trybut. Niestety, nie ma żadnym oznak. Chodzimy tak po tym lesie gdzieś dobrą godzinę i jak na razie nic nie zbudziło naszego zainteresowania, zero śladów, muszę już być bardzo daleko poza naszym zasięgiem. Dołuję mnie myśl, że jak tak dalej pójdzie to organizatorzy zaczną ingerować w zabawę, aby przypadkiem nie było nudno. Nie mogę do tego dopuścić, lecz niestety trybuci sami w ramiona mi nie wpadną.
- Wracajmy- szepce Blanca. Porozumiewawczo kiwamy głowami i tą samą drogą zmierzamy ku Rogowi. Zatrzymujemy się co jakiś czas aby zastawić, różnego rodzaju wnyki. Przydatne okazały się długie liście jednego z drzew, które pod wpływem zrolowanie stawały się mocne. Zauważyłam też rośliny, których jest w stu procentach pewna, że są jadalne.
- To stewia, jest słodka, więc nie wolno jeść jej dużo. Liść powinien wystarczyć do dodania energii- informuję sojuszników- a to- wskazuję na kłącza owinięte wokół drzewa. - Łopiany, są prawie bezsmakowe, więc powinny nam odpowiadać do codziennego zaspokojenia głodu-   zrywam jego liście i zjadam kilka. Na początku z pewną nie pewnością podchodzą do tego co im zaproponowałam, lecz po chwili słuszność moich słów potwierdza Nicole zajadająca się łupianem. Wynagradzam ją uśmiechem, to dobrze, myślę. Jestem pewna, że zyskałam u sponsorów swoją wiedzą
 Droga powrotna zajmuję nam aż dwie godziny, tak mi się przynajmniej wydaję. Mimo, że nie udało się nam nikogo dopaść to przynajmniej mamy trochę liści i nadzieję, że znajdziemy jeszcze coś jadalnego. Każdy z nas jest bardzo zmęczony, padamy jak muchy na swoich legowiskach w ciszy delektując się odpoczynkiem.
- Jak myślicie ile czasu minęło?- pyta po jakimś czasie Blanca.
- Gdzieś sześć godzin- odpowiada przeciągający się Mike.
- Wydaję się jakby całą wieczność- dodaję Will uważnie mnie obserwując, robi do mnie maślane oczka i figlarnie się uśmiecha, na co ja karcę go wrogim spojrzeniem po czym i tak się uśmiecham. Na niebie ukazuję się godło Kapitolu i po kolei pokazuję się zdjęcia poległych. Karls i siódemka żyją, co mnie bardzo martwi. Po wysłuchaniu hymnu znowu zapada ciemność na sklepieniu nie ma nawet żadnych gwiazd. Pustka. I to w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Pustka i nicość. Na prawdę dziwna ta arena.
- Co planujemy dalej?- pyta zdecydowanie Nicole, której wyraźnie już rana nie doskwiera.
- Prześpijcie się trochę a ja dotrzymam warty- odpieram.
- Potem cię zmienię- odpowiada troskliwie Will, w co on pogrywa? Tego nie wiem, ale zaczyna mi się to nie podobać. Dobra, jest uprzejmy, ale aż nadto, muszę na niego uważać. Po chwili słyszę już chrapanie. Uważnie się rozglądam, co jakiś czas się przechadzając w tą i z powrotem.  Tak bardzo frustruje mnie ta ciemność, że zaczynam się denerwować. Skupiam się, wytężam wzrok, ostrość trochę się poprawiła na tyle aby  zauważyć rozpiętość gór. Dostrzegam błysk ognia na jednej z nich, lecz chyba mi się wydają, iż zaraz światło gaśnie. Masuję spierzchnięte usta od wiatru, na dłoniach mam malutkie pęknięcia od zimna, przysuwam się do ognia i otulam się ciepłem. Jestem tak straszliwe głodna. Czemu nie pojawiło się jeszcze paczka od sponsorów ? Jestem pewna, że ich mam, nie wiem co jest grane. Może na razie za wcześnie na pomoc? Nie wiem, najbardziej czego mi brakuję to mięsa i kremu. Za bardzo się przyzwyczaiłam do luksusu, w Kapitolu.
Moje rozmyślenia przerywa donośny krzyk.





____________________________________________________________________________


Witam, po tak długiej przerwie. ;)
Bardzo przepraszam za swoją nie obecność, lecz ostatnio tyle się działo. Miałam chwile słabości, lecz teraz wychodzę na prostą i jest pomalutku okej.
Wiecie, że już nie długo minie rok odkąd mam tego bloga? Heheh jak to szybko leci, a ja tylko dodałam 18 rozdziałów. ;o
Postaram się dodawać częściej rozdziały, ale mam taki urwał w szkole, że to głowa mała....
Na szczęście za tydzień ferię, więc wezmę się za bloga. Pilnujcie mnie ! ;d
Jestem za bardzo leniwa. ^^
Właśnie! Jak Wam się podoba nowy film z Jennifer? Jak dla mnie nawet ok, chodź poradnik lepszy. Chodź Jen błyszczała w nim, każda z nią scena była świetna.

Ale dobra koniec biadolenia. Rozdział. Hmmmm to jest taki wstęp to tego co się będzie działo w następnych częściach. Przepraszam od razu za błędy. ^^

A!
Bardzo dziękuję, za tyle komentarzy. Jesteście kochani, tyle motywacji, że ah! ;d
I dziękuję za 11 tysięcy wyświetleń! Oby tak dalej. ;>
No to tak, rozdział prawdopodobnie w ferie a raczej na pewno.
To jeszcze raz bardzo bardzo bardzo Was przepraszam. ;)
Trzymajcie się.

Serdecznie polecam